W kwietniu minie siedem lat od wprowadzenia programu „Rodzina 500+”, tymczasem z danych o demografii płyną niemal same złe informacje. Wprawdzie początkowo wskaźnik dzietności lekko wzrósł, ale od pandemicznego 2020 r. jest już tylko gorzej. O porażce polityki prorodzinnej w Polsce najlepiej świadczy to, że dla wielu źródłem nadziei w tym obszarze stał się przyjazd uchodźców z ogarniętej wojną Ukrainy.

Najłatwiej byłoby załamać ręce i stwierdzić, że nic więcej nie da się już zrobić. Że niski poziom urodzeń w naszym kręgu kulturowym wiąże się ze wzrostem zamożności – dzieci przestały być niezbędne do zapewnienia sobie godnej starości. Posiadanie potomstwa nie jest już także wiodącym źródłem życiowej satysfakcji. Problem z takim myśleniem polega na tym, że w wielu państwach Unii Europejskiej – w większości bogatszych od Polski – rodzi się zdecydowanie więcej dzieci niż u nas. Najwyraźniej coś więc nie gra z nadwiślańskim porządkiem ekonomiczno-społecznym.

Małżeństwa w odwrocie

Reklama

Jak podał niedawno GUS, w 2022 r. liczba mieszkańców Polski zmniejszyła się o 141 tys. osób. Mowa tu jedynie o stałych mieszkańcach kraju, których jest 37,8 mln – dane nie biorą pod uwagę ok. 1,5 mln uchodźców. Oznacza to, że w zeszłym roku każde 10 tys. Polaków uszczupliło się o 37 osób. W ostatnim roku przed pandemią – o siedem. W 2022 r. urodziło się 305 tys. dzieci, czyli 27 tys. mniej niż w 2021 r., który został wówczas okrzyknięty najgorszym dla naszej demografii w powojennej historii. Tamta hekatomba była spowodowana rekordową liczbą zgonów. Teraz Polska się kurczy przede wszystkim z powodu rekordowo niskiej liczby narodzonych dzieci.

Dlaczego polska polityka prorodzinna ewidentnie poniosła porażkę, mimo że w ostatnich latach przeznaczono na nią sporą ilość pieniędzy, energii i uwagi? Jedną z przyczyn są zachodzące nad Wisłą przemiany kulturowo-obyczajowe. Parafrazując filozofa i psychiatrę Andrzeja Ledera, to nasza kolejna „prześniona rewolucja” – tym razem dotycząca życia rodzinnego.

Pod koniec stycznia GUS opublikował na ten temat analizę danych ze spisu powszechnego przeprowadzonego w 2021 r. Wynika z niej, że liczba rodzin spadła w ciągu dekady o ponad 7 proc., co już samo w sobie może nam nieco powiedzieć o procesach zachodzących w Polsce. Ciekawsze są jednak dokładne zmiany w strukturze rodzin. Liczba małżeństw obniżyła się z 5,5 mln do 4,2 mln, czyli o prawie jedną czwartą. Równocześnie w górę poszła liczba małżeństw bez dzieci – z 2,7 mln do 3,1 mln. Największe zmiany zaszły w przypadku związków nieformalnych. Liczba tych bezdzietnych wzrosła o ponad 80 proc. – ze 145 tys. do 264 tys. Z kolei liczba tych bez ślubu posiadających dzieci skoczyła ze 171 tys. do 289 tys., czyli o ponad dwie trzecie. O niecałe 60 tys. wzrosła też liczba samotnych ojców, zaś liczba samotnych matek skurczyła się o 266 tys.

Odsetek dzieci urodzonych w Polsce poza małżeństwem w 2020 r. wyniósł 26,4 proc. – dla porównania w 2009 r. oscylował wokół 20 proc. To wciąż jeden z najniższych wyników w UE – wyprzedzamy pod tym względem jedynie Chorwację, Grecję i Cypr. Średnia unijna za 2019 r. to 43 proc. W UE jest dziewięć państw, w których większość dzieci rodzi się ze związków nieformalnych (we Francji nawet dwie trzecie).

Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.