Populacja Polski w historii

Każdego roku GUS raczy nas dziesiątkami nowych publikacji. Z pewnością jednym z najciekawszych raportów publikowanych przez urząd jest Rocznik Demograficzny. Zawiera on mnóstwo niezwykle ciekawych, a także niejednokrotnie zaskakujących informacji o demografii naszego kraju. Dzięki opublikowaniu przez urząd Rocznika Demograficznego 2023 możemy dowiedzieć się nieco więcej na temat naszego kraju.

Podstawowym wskaźnikiem demograficznym jest populacja. Stanowi ona o sile danego kraju. Nie bez przyczyny, państwa uważane dziś za najsilniejsze na świecie, mogą pochwalić się bardzo liczną populacją. Jak zmieniała się populacja Polski w przeszłości? GUS udostępnia dane na temat populacji Polski od 1946 roku. W latach 1946-2022 odnotowaliśmy wzrost liczby ludności o 60%.

Reklama

Szczególnie dynamicznie populacja rosła w pierwszych latach po Drugiej Wojnie Światowej. Był to okres tzw. baby boom. Do dziś demografowie toczą spory, z czego wynikał tak duży wzrost dzietności w tym czasie. Warto w tym miejscu dodać, że wzrost nastąpił nie tylko w Polsce. Dla przykładu w USA dzietność w XX-leciu międzywojennym wynosiła ok. 2-2,5. Po wojnie wzrosła ona do poziomu 3,5.

Baby boom jako odpowiedź na dynamiczny wzrost gospodarczy

Z czego wynikał ten wzrost? Jedna z popularniejszych teorii głosi, że nasze preferencje dotyczące liczby posiadanych dzieci, zależą m.in. od warunków życiowych w naszej młodości. Mówiąc najprościej — gdy standard życia jest znacznie wyższy niż w czasach naszego dzieciństwa, to zdecydujemy się na większą liczbę dzieci.

W latach 30. świat mierzył się ze skutkami Wielkiego Kryzysu z 1929 roku. Kolejnym czynnikiem ograniczającym wzrost dobrobytu, była kolejna wojna. Gdy w latach 50. nareszcie notowaliśmy wyższy wzrost PKB, to standard życia znacznie się polepszył. To sprawiło, że kobiety w krajach rozwiniętych zaczęły decydować się na większą liczbę dzieci.

Jeszcze w 1946 roku nasz kraj zamieszkiwało 23,6 mln osób. Omawiany baby boom lat 50. sprawił, że już w 1961 roku populacja Polski wyniosła 30,1 mln osób. Jak to możliwe, że w ciągu zaledwie 15 lat wzrosła ona o ponad 27%? Wszystko dzięki wysokiej dzietności Polek, która wynosiła w 1960 roku ok. 3. Depopulacja Polski była w tamtych czasach terminem bardzo odległym. Dzietność była wysoka nie tylko w porównaniu do obecnych czasów, ale także na tle państw regionu. Dla porównania, w Czechach wynosiła w tamtym okresie ok. 2,1.

Demografia Polski wyglądała bardzo dobrze. Młodych przybywało, a populacja naszego kraju rosła z roku na rok. Już w 1978 roku przekroczyła ona poziom 35 mln osób. W 1989 roku nasz kraj zamieszkiwało 37,988 mln osób. Zaledwie 12 tys. osób — tyle zabrakło, aby w latach 80. przekroczyła ona 38 mln.

Depopulacja Polski, czyli sytuacja demograficzna dziś

Przebicie progu 38 mln udało się oczywiście w 1990 roku. Była to ostatnia okrągła liczba populacji, którą udało się osiągnąć Polsce. Przez następne 30 lat utrzymywała się ona na poziomie ok. 38 mln osób. Rekordowo w 2011 roku osiągnęła ona 38,54 mln. Sytuacja zmieniła się za sprawą pandemii COVID-19. Rekordowa umieralność Polaków sprawiła, że pierwszy raz od lat 80., populacja Polski wyniosła mniej niż 38 mln osób.

ikona lupy />
Populacja Polski po wojnie / Forsal.pl

W 2021 roku nasz kraj zamieszkiwało 37,99 mln osób. Rok później, liczba ta spadła do 37,83 mln osób. Warto jednak pamiętać, że omawiana tutaj liczba dotyczy tzw. krajowej definicji. Co to oznacza? GUS oblicza populację na podstawie danych meldunkowych. Dane te mają jednak poważne ograniczenia. Wiele osób nie wymeldowuje się ze swojego starego mieszkania, przez co latami widnieje tam w statystykach, mimo że mieszka gdzie indziej.

To oznacza, że populacja Polski jest realnie zawyżona. Jak zauważa demograf Adrian Pacyna, powoduje to duże problemy. Zarówno systemowa krajowa definicja zamieszkania GUS, jak i niechęć samych badanych do przyznania się gdzie realnie mieszkają (głównie ze względów formalnych), tworzą olbrzymi problem z oszacowaniem liczby ludności Polski — komentuje ekspert. Dodaje on, że problem jest znany od wielu lat i jest tematem licznych dyskusji oraz konferencji.

Ilu nas jest? Nie wiemy

GUS oblicza także liczbę tzw. rezydentów. Populacja Polski według międzynarodowej definicji zamieszkania, to miara, którą stosuje Eurostat. Powstała w 2013 roku, aby poprawić jakość statystyki publicznej. W przeciwieństwie do definicji krajowej ta nie bierze pod uwagę danych meldunkowych, ale deklaracje mieszkańców.

Rezydentami są osoby mieszkające w danym miejscu nie krócej niż 1 rok. W tej liczbie zawierają się wszyscy stali mieszkańcy danego regionu (także ci niezameldowani). Nie znajdziemy jednak tutaj osób, które opuścili swój dom i wyjechały poza granicę (oraz przebywają tam przynajmniej 12 miesięcy). Liczba rezydentów wyniosła w 2022 roku 36,75 mln osób. Mówiąc najkrócej, gdy urealnimy dane o emigrację, to populacja naszego kraju spada o ponad milion osób.

Warto jednak wspomnieć, że obie miary mają problem z szacowaniem liczby migrantów w Polsce. Bardzo zaniżona jest m.in. liczba Ukraińców. Ci w 2022 roku często nie przebywali nad Wisłą jeszcze 12 miesięcy, więc nie byli wliczani. Dodatkowo podróżują oni często, wracając co jakiś czas do domów na Ukrainie. Ostrożne szacunki sugerują, że realnie liczba mieszkańców Polski mogła wynieść w zeszłym roku 37,5 mln osób. Dziś z uwagi na wyjazd setek tysięcy Ukraińców do innych krajów, może być to mniej.

Populacja wsi od 80 lat jest niemal taka sama?

Dane o populacji Polski skrywają dużo ciekawych informacji. Okazuje się bowiem, że populacja wsi w latach 1946-2022 była niemal identyczna. Wynosiła ona w omawianym okresie ok. 15 mln osób. Jednocześnie w latach 1946-1990 dynamicznie rosła populacja polskich miast — z 8 do 23,5 mln osób.

Stałość populacji wsi może być jednak bardzo mylna. Liczba miast obliczana jest na podstawie granic administracyjnych miejscowości w Polsce. Te często nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Ciągnące się kilometrami przedmieścia, choć w praktyce są częścią miasta, wliczane będą do populacji wsi. To kolejny poważny problem, na który zwracają uwagę eksperci.

Drastycznie rośnie populacja wsi wchodzącej w skład największych aglomeracji, a spada liczba mieszkańców wsi prowincjonalnej, choć w danych zbiorczych dla wsi, populacja jest stała — komentuje Pacyna. Demograf zauważa, że bez rzetelnych danych, niemożliwe jest odpowiednie planowanie inwestycji czy organizacja obrony cywilnej. To poważny problem, który wynika z problemów statystyki publicznej w Polsce.

Żeby być uczciwym, należy przyznać, że GUS także zauważa ten problem. Między innymi dlatego powstał w Polsce nowy podział. Statystycy podzielili Polskę na miasta oraz tereny aglomeracyjne i pozaaglomeracyjne. Dzięki temu możemy oddzielić wieś będącą przedmieściem od tradycyjnej wsi prowincjonalnej.

ikona lupy />
Nowy podział wsi według GUS / GUS

Nierówną walkę zgonów z urodzeniami wygrała jedynie pomorska wieś

Ostatnie lata były okresem nakładania się dwóch negatywnych trendów demograficznych. Po pierwsze, wzrosła liczba zgonów. Spowodowane jest to oczywiście wzrostem średniego wieku Polaków, ale notowany wzrost znacznie wykraczał poza długoterminowe trendy. Przyczyn należy upatrywać przede wszystkim w pandemii COVID-19. O ile najnowsze dostępne dane wskazują, że w II połowie 2023 roku liczba zgonów wróciła do przedpandemicznego trendu, to znacznie gorzej ma się liczba urodzeń. W 2017 roku urodziło się w Polsce ponad 400 tys. dzieci. Rok 2022 zakończyliśmy z zaledwie 305 tys. urodzeń, a tegoroczne odczyty wskazują, że będzie to zaledwie 275 tys.

Tę, jak wydaje się, nierówną walkę z negatywnymi trendami demograficznymi, przegrywają wszystkie województwa. Sytuacja jest gorsza w miastach, gdzie zanotowano o 56% więcej zgonów niż urodzeń. Pod tym względem najgorzej było w miastach w województwie świętokrzyskim, gdzie zmarło ponad 2 razy więcej osób niż się urodziło. O ponad 80% więcej było zgonów w łódzkim, śląskim, kujawsko-pomorskim, zachodniopomorskim i opolskim. Najlepiej wypadało województwo mazowieckie, gdzie zgonów było „zaledwie” o 21,3% więcej.

Lepiej było na wsi, gdzie zmarło o 34,2% więcej osób niż przyszło na świat. Tak samo jak w przypadku miast, na czele znalazło się województwo świętokrzyskie, gdzie zmarło aż o 83,6% więcej osób, niżeli się urodziło. W niechlubnej czołówce znalazły się także takie województwa jak: podlaskie (79,6%), lubelskie (68,5%), łódzkie (66,7%), opolskie (64,6%) lubuskie (62,6%) oraz zachodniopomorskie (60,1%).

Najlepiej było na pomorskiej wsi, która jako jedyna wygrała tę nierówną walkę. W 2022 roku zmarło tam o 7,1% mniej osób, niże przyszło na świat. Kaszuby od wielu lat były polskim bastionem wysokiej dzietności. Jeszcze kilka lat temu, to właśnie tam (powiat kartuski) Polką udało się osiągnąć dzietność na poziomie zastępowalności pokoleń.

W tych powiatach umiera 3 razy więcej osób niż się rodzi

Gdy spojrzymy na dane dla wszystkich powiatów w Polsce, to zauważymy, że istnieją spore dysproporcje. Są miejsca, gdzie w 2022 roku urodziło się 3 razy mniej osób, niż zmarło. Najgorzej było w powiecie hajnowskim w województwie podlaskim. Zmarło tam aż 3,4 razy więcej osób niż się urodziło. W powiecie skarżyskim było to 3 razy więcej zgonów. Na szczycie tej niechlubnej listy znajdziemy także... Sopot. Urodziło się tam 2,9 razy mniej osób niż zmarło.

Ponad 2,5 razy więcej zgonów odnotowano także w powiatach: głubczyckim, kłodzkim, ostrowieckim, hrubieszowskim, karkonoskim, kamiennogórskim, ząbkowickim, krasnostawskim czy dzierżoniowskim. Na tej liście znajdziemy także kilka miast. Są to takie miejscowości jak: Włocławek, Wałbrzych, Dąbrowa Górnicza, Jelenia Góra oraz Sosnowiec. Poniższa mapa depopulacji Polski dobrze pokazuje, gdzie sytuacja jest najgorsza.

Jedynie 18 powiatów zanotowało dodatni przyrost naturalny

W 18 powiatach liczba urodzeń była wyższa od liczby zgonów. Najlepiej było w powiecie kartuskim, gdzie zmarło o 38% mniej osób niż się urodziło. Powiat ten znany jest od lat z bardzo wysokiego wskaźnika dzietności. Na drugim miejscu znalazł się powiat wrocławski z liczbą zgonów o 27% niższą od liczby urodzeń. Powiat ten jest doskonałym przykładem wsi aglomeracyjnej.

O 25% mniej osób zmarło w powiecie poznańskim. To kolejny przykład pokazujący, że rosną głównie przedmieścia dużych miejscowości. W czołówce znajdziemy także takie powiaty jak: nowosądecki, gdański, limanowski, wołomiński, wejherowski, wielicki czy piaseczyński. W dwóch miastach na prawach powiatu odnotowano dodatni przyrost naturalny. Miastami tymi były Siedlce oraz Rzeszów. Wszystkie powiaty z dodatnim przyrostem naturalnym skoncentrowane są wokół sześciu aglomeracji — Trójmiasta, Poznania, Wrocławia, Warszawy, Krakowa oraz Rzeszowa. Najgorzej jest na terenach peryferyjnych.