Jak mówił, gdyby Bank Anglii nie interweniował w czasie krachu, który wówczas nastąpił na rynku, rząd - po raz pierwszy, od kiedy można sięgnąć pamięcią - miałby problem ze sfinansowaniem wydatków.

Bailey, który objął stanowisko gubernatora banku centralnego w połowie marca, czyli w momencie, gdy rozpoczynała się w Wielkiej Brytanii epidemia, udzielił obszernego wywiadu na temat początkowej fazy kryzysu.

Jak mówił, wyglądało przez pewien czas na to, że rząd nie będzie mógł znaleźć chętnych do zakupu obligacji, co byłoby sytuacją niespotykaną. Wprawdzie w 2009 r., w czasie kryzysu finansowego, zdarzyło się, że nie zdołano sprzedać wszystkich oferowanych wówczas obligacji, ale było to postrzegane jako jednorazowy przypadek.

Bailey powiedział, że w marcu sytuacja na rynku była jeszcze poważniejsza, co skłoniło Bank Anglii do interwencji w postaci zwiększenia programu luzowania ilościowego o rekordowe 200 mld funtów.

Reklama

"Zasadniczo byliśmy dość blisko krachu na niektórych z głównych rynków finansowych. Mieliśmy dużą niestabilność na głównych rynkach, na rynku walutowym, na rynku obligacji. Widzieliśmy rzeczy, które nie miały precedensu, na pewno w ostatnim czasie. I stanęliśmy w obliczu poważnych zaburzeń" - mówił Bailey.

Zapytany, co by się stało, gdyby bank nie interweniował, Bailey powiedział: "Myślę, że perspektywy byłyby bardzo złe. Byłoby to bardzo poważne. Myślę, że znaleźlibyśmy się w sytuacji, w której w najgorszym przypadku rząd miałby problemy z finansowaniem wydatków w krótkiej perspektywie". Dodał, że to nigdy nie zdarzyło się, od kiedy można sięgnąć pamięcią.

Bailey odniósł się również do zarzutów, że zwiększenie luzowania ilościowego najpierw o wspomniane 200 mld, a w zeszłym tygodniu o kolejne 100 mld, ma na celu pomaganie rządowi w finansowaniu wydatków. "W żadnym momencie nie myśleliśmy, że naszym zadaniem jest po prostu finansowanie wszelkich długów, jakie emituje rząd" - powiedział, podkreślając, że celem jest zapewnienie stabilności gospodarczej.

Gubernator ostrzegł też, że Wielka Brytania musi przygotować się na koniec okresu znikomego bezrobocia, które spadło poniżej 4 proc. oraz że cała struktura gospodarki zostanie zmieniona przez kryzys.

Polecamy: Emilewicz: W przyszłym roku osiągniemy wzrost PKB blisko 4 proc. Będziemy jechać szybciej niż Zachód

Powiedział, że wiele zadłużonych firm będzie miało trudności z finansowaniem wydatków w najbliższych miesiącach, ale problemy wykraczają poza zbilansowanie budżetu. "Są pewne działania, które ludzie wykonywali przed Covid-19, a do których po prostu nie wrócą. Przez jakiś czas nie będzie tak samo" - mówił.

"Zatem myślę, że będą pewne działania i firmy, które miały doskonale opłacalny model biznesowy przedtem i nie były nadmiernie zadłużone, ale niestety nawyki się zmieniły. Będą firmy, które nie przetrwają - niestety tak jest" - oświadczył. Jak dodał, wraz z tymi strukturalnymi zmianami w gospodarce część miejsc pracy zostanie zlikwidowana.

Jak zauważa Sky News, te uwagi są istotne, ponieważ obecny scenariusz Banku Anglii dotyczący następstw epidemii zakłada, że po gwałtownym wzroście bezrobocia w czasie zamknięcia, rynek pracy stopniowo wróci do normy. Tymczasem to sugeruje, że nie jest on już tak pewny tego pełnego ożywienia.

Bailey powiedział też, że Wielka Brytania stoi przed podwójnym wyzwaniem - z powodu epidemii i brexitu. "W przypadku Covid-19 możemy stwierdzić, że istnieją działania, które funkcjonowały w gospodarce przed Covid, które okazują się być po prostu nierentowne, lub ludzie nie chcą ich robić w świecie, który nadchodzi. I to może strukturalnie zmienić część gospodarki, na przykład - może zmienić sposób, w jaki podróżujemy" - powiedział.

"Myślę, że brexit może z czasem doprowadzić do pewnych zmian w strukturze handlu. I znowu, może się zdarzyć pewne strukturalne dostosowanie (do tych zmian)" - oznajmił.