Kto jest winny wysokiej inflacji? Najpopularniejsza odpowiedź dziś brzmi: bank centralny. Obniżył stopy procentowe prawie do zera, do obiegu trafiła ogromna ilość gotówki, więc wartość pieniądza musiała spaść. Inna popularna odpowiedź: rząd. Uruchomił potężne programy socjalne i tarcze antykryzysowe, czego efektem jest sztucznie napompowany popyt wewnętrzny, a wraz z nim rosnące ceny. A przecież bariery podażowe są też efektem ludzkich działań. Od suto opłacanych członków zarządów globalnych firm można by np. oczekiwać, że lepiej zaprojektują łańcuchy dostaw. Tymczasem okazało się, że szli po linii najmniejszego oporu – optymalizowali koszty, nie licząc się z ryzykiem, również z ryzykiem pandemii.
Dostawy na styk
Kolejki chętnych do zakupu różnych dóbr nie były jedynie specyfiką PRL. Gospodarka rynkowa również może dostać dużej zadyszki. Na nowy samochód można dziś czekać nawet rok, w zależności od marki i producenta. Przypomina to trochę sytuację z lat 90., gdy wpłacało się część sumy na malucha, a potem trzeba było mieć nadzieję, że jak najszybciej zostanie się wylosowanym. Problemy z dostawami nie dotyczą jedynie sektora motoryzacyjnego czy sprzętu elektronicznego. Latem spore problemy przeżywał np. sektor meblowy, którego produkcja jest znacznie mniej skomplikowana niż sprzętu high-tech. A mimo to pewna niezwykle popularna szwedzka firma meblarska nie była w stanie realizować na czas zamówień klientów.