Jak szacuje HRE, w 2021 r. w ręce obywateli trafiły skarbowe papiery detaliczne warte około 42-44 mld zł, a największą popularnością cieszyły się papiery trzymiesięczne i czteroletnie. Co prawda te pierwsze pozwalały uzyskać tylko 0,5 proc. w skali roku, ale to było i tak więcej, niż oferowały banki na przeciętnym depozycie.

Jak jednak wskazuje główny analityk HRE Investments Bartosz Turek, wysyp lepszych lokat bankowych, które w łatwiejszy sposób pozwalają dziś zarobić 2-3 proc. w skali roku, najskuteczniej zniechęcił do tych papierów.

Inny był natomiast powód popularności obligacji czteroletnich. Są to najkrótsze papiery, które oferują tzw. indeksację inflacją. W praktyce polega to na tym, że tylko oprocentowanie w pierwszym roku jest znane - obecnie wynosi 1,3 proc., a w kolejnych latach będzie ustalane poprzez dodanie marży zysku - obecnie dla „czterolatek jest to 0,75 pkt. proc. do ostatniego odczytu inflacji.

Reklama

Według HRE, najnowsze dane pokazują, że na popularności zyskują detaliczne papiery dziesięcioletnie, z mechanizmem indeksacji inflacją. W przypadku dziesięciolatek działa on tak, że w pierwszym roku oszczędzania można liczyć na oprocentowanie na poziomie 1,7 proc., a potem 1 pkt. proc. ponad inflację. Bartosz Turek wskazuje jednak, że kupując dziś taki papier po roku zarobimy 1,7 proc. minus podatek od zysków kapitałowych. Tymczasem według wstępnych prognoz NBP, inflacja w 2022 r. ma wynieść 7,6 proc., a Polski Instytut Ekonomiczny przewiduje, że wyniesie ok. 7,3 proc.

Jeśli te przewidywania się sprawdzą, to już w pierwszym roku dziesięcioletniej inwestycji nasze oszczędności stracą na wartości realnie prawie 6 proc. - podkreśla Turek. Przy inflacji w 2023 r. na poziomie 4-5 proc. mamy szansę na zamknięcie drugiego roku na skromnym realnym plusie, ale potrzebowalibyśmy co najmniej kilku lat, aby odrobić realną stratę z pierwszego roku inwestowania - dodaje główny analityk HRE.

Z zakupem obligacji nie należy się dziś spieszyć

Przy wzmożonej inflacji mamy niemal pewność, że w pierwszym roku realnie stracimy, a w kolejnych realnie zyskamy tylko jeśli inflacja nie będzie zbyt wysoka. Wszystko dlatego, że jeśli wzrosty cen będą zbyt szybkie, to nasza dodatkowa marża zysku jest z nawiązką konsumowana przez tzw. podatek Belki - wskazuje Bartosz Turek.

Jak dodaje, mechanizmy te sprawiają, że obligacje czteroletnie chronią przed inflacją na poziomie około 2 proc., a dziesięciolatki potrafią uchronić przed wzrostem cen na poziomie 3,5 proc. rocznie.

Dopiero obligacje dwunastoletnie chronią przed inflacją na poziomie około 5 proc., są to jednak papiery przeznaczone dla osób otrzymujących świadczenie 500+, a na ich zakup można wydać tylko tyle, ile otrzymano w ramach świadczenia wychowawczego - przypomina HRE.

W ocenie Turka z zakupem obligacji nie należy się dziś spieszyć, bo w otoczeniu rosnących stóp procentowych Minister Finansów powinien w końcu zdecydować się na podniesienie oprocentowania sprzedawanych przez siebie papierów. Jak podkreśla główny analityk HRE, mamy dziś do czynienia z sytuacją, gdy stopa referencyjna NBP jest znacznie powyżej tego, co dałyby w pierwszym roku zarobić papiery cztero- i dziesięcioletnie.

Doświadczenie ostatnich lat sugeruje, że minister mógłby nawet pokusić się o podwojenie oferowanego dziś oprocentowania - uważa Turek, dodając jednak, że trudno liczyć na tak wyraźną zmianę, dopóki sprzedaż detalicznych obligacji jest bliska rekordów. Dopiero jej spadek może być sygnałem dla rządu, aby poprawić ofertę długu kierowaną do inwestorów indywidualnych - szacuje analityk.