Najważniejsze w przyszłym tygodniu dla ekonomisty rynkowego będzie...

To, co GUS powie o inflacji w październiku. Spodziewamy się, że ona wyniesie 6,2 proc., co oznacza, że w porównaniu z wrześniem będziemy mieć spadek o 2 pkt proc. W zasadzie wszystkie kategorie kontrybuują do tego spadku. Jeśli chodzi o żywność mamy efekty bazy statystycznej, ale też dość korzystną sytuację globalną. W przypadku nośników energii również znaczenie ma baza statystyczna. Jeśli chodzi o paliwa w naszej prognozie uwzględniamy zarówno sytuację przed wyborami, ale i podwyżki, jakie miały miejsce już po wyborach. Spadek będzie dotyczył również inflacji bazowej. Tu ostatnio wskaźniki miesięczne były zbliżone do wzorca sezonowego. Presji na wzrost cen tu nie ma.

Czy październik to ostatni miesiąc dużych spadków inflacji?

Dużych - tak. Jeszcze w listopadzie będzie spadek inflacji, ale już znacznie mniejszy. Przejściowo możemy zejść poniżej 6 proc. Przejściowo, bo w grudniu już inflacja będzie powyżej 6 proc.

Reklama

Dlaczego?

Tu jest kilka czynników. Jeden to paliwa. My zakładamy, że powrót cen do „normalnego” poziomu po wyborach będzie stopniowy. Zakładamy, że to zajmie trzy miesiące, czyli właśnie do końca roku. Drugim elementem w grudniu są efekty bazy na opale. One są na tyle silne, że w tym miesiącu roczna dynamika cen nośników energii wzrośnie.

Wzrośnie więc także ogólny wskaźnik inflacji i to pomimo dalszego spadku dynamiki cen żywności i inflacji bazowej.

A co z inflacją w styczniu?

Do tej pory zakładaliśmy, że tarcza antyinflacyjna zostanie w pewnym stopniu przedłużona, chociaż projekt budżetu sankcjonuje jej likwidację. Zakładaliśmy, że nowy rząd będzie ją wygaszał, ale stopniowo. Teraz rośnie prawdopodobieństwo, że stanie się to w jednym ruchu. Zdecyduje o tym sytuacja budżetowa. Dochody z VAT dzięki podniesieniu podatku na żywność z 0 proc. na 5 proc. to ok. 10 mld zł w skali roku. A mamy jeszcze np. wydatki na dotacje do ciepła systemowego. Z drugiej strony nowy rząd będzie zdeterminowany, by rozpocząć realizację obietnic wyborczych, jak zwiększenie kwoty wolnej od PIT czy podwyżki dla nauczycieli. Ta dodatkowa presja na finanse publiczne trochę zmienia optykę. Jeśli tarcza będzie wygaszona w jednym ruchu, to będziemy mieć dość wyraźny impuls proinflacyjny. I styczniowa inflacja nie będzie niższa od grudniowej. Będziemy mieli wyraźny wzrost.

Mimo to w kolejnych miesiącach ona powinna się obniżać.

Tak. W kwietniu będzie „dołek”. Ale nie tak głęboki, jak jeszcze niedawno można było sądzić. Do niedawna myśleliśmy, że to może być poniżej 3,5 proc., czyli górnej granicy dopuszczalnych odchyleń od celu banku centralnego. Teraz sądzimy, że to może być wyraźnie powyżej 3,5 proc. To zresztą zdecydowanie usztywni Radę Polityki Pieniężnej, jeśli chodzi o możliwość dalszego obniżania stóp procentowych. Niezależnie od wyniku wyborów, który też pewnie będzie miał tu znaczenie.

Z istotnych danych w przyszłym tygodniu poznamy też wskaźnik PMI dla krajowego przemysłu? Kiedy tu sytuacja zacznie się poprawiać?

Cały czas szukamy tych „zielonych pędów ożywienia”. Nie tylko w Polsce, również w danych z innych krajów europejskich, zwłaszcza z Niemiec. Interesują nas przede wszystkim te składowe PMI, które mogą coś powiedzieć o możliwym odwróceniu cyklu zapasów, bo to on odpowiada za dekoniunkturę w światowym i europejskim przetwórstwie. W danych dla Niemiec tego sygnału nie było. I w zapasach, i w zakupach materiałów nie było oczekiwanego odbicia. Pozytywnych sygnałów nie było też w danych GUS o koniunkturze.

Dlatego jesteśmy dość zachowawczy, jeśli chodzi o październikowy PMI dla Polski. Nasza prognoza to 44 pkt wobec 43,9 miesiąc wcześniej.

Zatem sytuacja w przetwórstwie nadal się pogarsza.

W PMI nie ma podstaw do optymizmu, co nie oznacza, że III kwartał nie był początkiem ożywienia gospodarczego. Uważamy, że PKB wzrósł po odsezonowaniu w porównaniu z poprzednim kwartałem. Ożywienie będzie postępować wraz ze spadkiem inflacji i poprawą popytu konsumpcyjnego.

Sama produkcja przemysłowa zresztą w ostatnich dwóch miesiącach również rosła, jeśli brać pod uwagę porównanie z poprzednim okresem, a nie w skali roku.

Trwa dyskusja na temat nowego rządu. Na ile znaczenie dla rynków finansowych ma postać przyszłego ministra finansów?

Jesteśmy w sytuacji dużego deficytu finansów publicznych. Na rok obecny rząd planuje go w wysokości 5,6 proc. PKB. Przyszły rok będzie trudny z punktu widzenia zarządzania finansami publicznymi. Wchodzimy w okres bardzo dużych potrzeb pożyczkowych. One mogą być jeszcze większe w sytuacji szybkiej realizacji obietnic przedwyborczych. Mam na myśli na przykład kwotę wolną czy podwyżki dla nauczycieli, które zapowiadała Koalicja Obywatelska, ale listę postulatów mają też pozostałe partie, które mają wejść do koalicji rządowej.

Zaspokojenie potrzeb pożyczkowych na rynku krajowym będzie bardzo trudne. Będzie wymagało od nowego ministra sporej ekwilibrystyki, która musi uwzględniać spore finansowanie za granicą. Wyzwanie dla nowego ministra będzie polegało na konieczność zbudowania dla inwestorów zagranicznych wiarygodnej „opowieści”, pokazującej bieżące potrzeby pożyczkowe, ale też przedstawiającej wiarygodną ścieżkę obniżki deficytu. Ona i tak musi powstać, bo będziemy objęci unijną procedurę nadmiernego deficytu. W ramach tej opowieści trzeba będzie zarysować korzystne z perspektywy długofalowego wzrostu PKB, a więc i dla finansów publicznych, efekty działań, które będą realizacją obietnic. Na przykład podwyżki dla nauczycieli powinny przyczynić się do zmniejszenia odejść z zawodu, poprawią jakość nauczania, co w długiej perspektywie będzie miało korzystny wpływ na poziom kapitału ludzkiego.

Dialog ministra finansów z rynkiem będzie na pewno bardzo intensywny, dlatego to powinna być osoba ze znajomością rynku. Chodzi zresztą nie tylko o inwestorów, ale i o agencje ratignowe. One do tej pory niepokoiły się głównie o środki unijne. Ten problem teraz powinien „zejść z planu”, będą zwiększone potrzeby pożyczkowe i wyższy dług publiczny w relacji do PKB. Nowy minister będzie musiał przekonać otoczenie, że ta nowa sytuacja nie spowoduje znalezienia się na ścieżce niekontrolowanego wzrostu długu.