Strategia wodorowa Polski

Ministerstwo klimatu i środowiska poinformowało DGP, że pracuje nad aktualizacją „Polskiej Strategii Wodorowej do 2030 r.”, przyjętej w 2021 r. przez rząd Mateusza Morawieckiego. Dokument wyznacza na 2030 r. cel, zgodnie z którym moc instalacji przeznaczonych do produkcji wodoru ma wynieść 2 GW, a po polskich miastach ma jeździć do 1 tys. wodorowych autobusów. Strategia zakłada neutralność technologiczną, pod warunkiem że wodór będzie produkowany w sposób niskoemisyjny.

Zdaniem Tobiasza Adamczewskiego, dyrektora programu OZE w think tanku Forum Energii, poprzednia strategia wodorowa nie była zła: – Był to dokument, który w końcu otworzył drzwi w administracji publicznej do rozmowy na temat rozwoju zielonego wodoru w Polsce. Nie było jednak spójności pomiędzy dokumentami strategicznymi, jak PEP2040 i KPEiK – mówi DGP.

Reklama

Zielony wodór

Podkreśla on, że żeby wytwarzać zielony wodór, potrzebne będzie więcej źródeł odnawialnych. Wpłynie to na miks energetyczny, zapotrzebowanie na energię i bilansowanie systemu. - Po ostatniej, nieformalnej, aktualizacji PEP2040 z 2023 r., przewidziany jest określony poziom produkcji wodoru w Polsce i wielkość zapotrzebowania na ten surowiec, co wiązać się będzie z większym zapotrzebowaniem na OZE. Podobnie jest z ostatnią aktualizacją Krajowego planu na rzecz energii i klimatu – ocenia ekspert. Dodaje on, że minusem strategii wodorowej z 2021 r. było promowanie różnego rodzaju niskoemisyjnego wodoru oraz jego wykorzystywania w transporcie kołowym.

Adamczewski przekonuje, że tworząc podstawy regulacji rynku wodoru, powinno się promować wodór zielony w miejsce szarego. - Istotne jest to, żeby lokalizować produkcję wodoru w pobliżu miejsc, gdzie będzie on potrzebny. Biznes nie może być na tym stratny, musi mieć możliwość produkcji wodoru ze swoich źródeł odnawialnych na swoje potrzeby - mówi.

Konieczna do tego jest linia bezpośrednia, czyli bezpośrednie połączenie zakładu produkcyjnego z instalacją OZE, np. farmą fotowoltaiczną czy wiatrową, z pominięciem krajowej sieci, dzięki czemu instalacja ta pracuje wyłącznie dla danego zakładu, obniżając koszty prądu. Rozwiązanie to już teraz funkcjonuje w naszym prawie, ale zdaniem Tobiasza Adamczewskiego ma ono swoje mankamenty. - Jednym z nich jest fakt, że nadal ponoszone są opłaty dystrybucyjne, co ma szczególne znaczenie przy ekonomice rozwoju zielonego wodoru. Po drugie, trudno jest realizować inwestycje w źródło bezpośrednio przyłączone do odbiorcy bez zdobycia warunków przyłączeniowych do sieci. Tymczasem właśnie linia bezpośrednia miała pozwolić uniknąć konieczności wchodzenia do sieci, a tam takie projekty najczęściej spotykają się z odmową przyłączenia. Dzieje się tak, ponieważ finansujące je instytucje chcą mieć gwarancję, że po ewentualnej zmianie profilu działalności przez odbiorcę, dana instalacja OZE będzie mogła na siebie zarabiać, oddając energię do sieci – mówi DGP.

- Jakimś pomysłem mogłoby być zniesienie opłaty dystrybucyjnej dla instalacji OZE przeznaczonych do produkcji zielonego wodoru. Przydałyby się również państwowe gwarancje, dzięki którym nie trzeba by było przyłączać instalacji z linii bezpośredniej do sieci. Pozwoliłoby to zmniejszyć koszty zielonego wodoru. Potrzebny byłby również system wsparcia, jak kontrakty różnicowe, żeby ten, kto przestawia się z produkcji szarego wodoru na zielony, miał z tego korzyść. Musimy zachęcać przemysł do tego, by się zmieniał – przekonuje ekspert.

Jak podkreśla, oprócz inwestycji w elektrolizery i magazyny wodoru potrzebne są nakłady na źródła odnawialne. - Z perspektywy rządu, jeśli ma to zadziałać, trzeba zbadać, gdzie zielony wodór w pierwszej kolejności jest potrzebny. Takich miejsc jest skończona ilość – znajdują się przede wszystkim tam, gdzie skupiony jest przemysł chemiczny czy spożywczy. Takie firmy powinny już zamawiać elektrolizery, żeby nadążyć za konkurencją - a popyt jest wysoki – mówi Adamczewski. Dodaje, że warto też stworzyć możliwości magazynowania wodoru na miejscu, by mieć pewien bufor, ponieważ źródła odnawialne mogą go wytwarzać tylko wtedy, gdy pozwalają na to warunki pogodowe.