Jeśli Polska i Węgry podtrzymają swoje weto i do końca roku nowy budżet nie będzie gotowy, Komisja Europejska będzie zmuszona zarządzać pieniędzmi awaryjnie. Zapytaliśmy urzędników w Warszawie i Brukseli, co to może oznaczać dla polskich beneficjentów.
Przede wszystkim Polska będzie musiała pożegnać się z koronabudżetem, w ramach którego miały popłynąć dodatkowe wobec tradycyjnego budżetu pieniądze. Oprócz 23,1 mld euro bezzwrotnej pomocy przewidziano uzupełnienie funduszy strukturalnych o dodatkowe 1,5 mld euro. Koronabudżet to także fundusz na sprawiedliwą transformację, z którego Polska jako największy beneficjent miała otrzymać 3,5 mld euro. W odwodzie miało też czekać 34,2 mld euro tanich pożyczek. Fundusz ratunkowy miał być uruchomiony dopiero w przyszłym roku, po ratyfikowaniu niezbędnych gwarancji przez parlamenty narodowe. Tymczasem najbardziej palącą kwestią jest uchwalenie budżetu na kolejną „siedmiolatkę”, która ma się rozpocząć już 1 stycznia.
Polskie i węgierskie weto oznacza użycie tzw. prowizorium budżetowego. Zgodnie z traktatem jest to przeniesienie kwot z 2020 na 2021 r. w dokładnie tych samych działach budżetowych. Wypłacane jednak będą mogły być jedynie pieniądze w ramach zobowiązań zaciągniętych w poprzednich latach. Mowa o programach na rozwój regionów w ramach polityki spójności, na które pieniądze są lub będą zakontraktowane do 31 grudnia br. Środki z obecnej perspektywy finansowej będą płynąć do firm i samorządów nawet w 2023 r. zgodnie z zasadą „n plus trzy”, niezależnie od tego, czy uchwalony zostanie nowy budżet, czy też nie. Nie będzie natomiast podstaw prawnych do uruchomienia programów takich jak wymiana studentów Erasmus czy program na badania i innowacje Horyzont. Znacząca większość środków zostanie więc „przerzucona” na następny rok jedynie na papierze, w praktyce te pieniądze nie będą dostępne.
Na strumień dopłat będą mogli liczyć rolnicy w ramach pierwszego filaru wspólnej polityki rolnej, a to dzięki temu, że w obawie przed opóźnieniami wynegocjowano awaryjne przedłużenie aktów prawnych na lata 2020 i 2021. Nie będzie natomiast pieniędzy na rozwój obszarów wiejskich w ramach drugiego filaru.
Reklama
Unijne pieniądze będą musiały być rozliczane co miesiąc. Zgodnie z art. 315 Europejskiego traktatu, jeśli budżet nie jest jeszcze przyjęty, wydatki mogą być dokonywane miesięcznie, „w granicach 1/12 środków przyznanych w ramach danego rozdziału budżetu w poprzednim roku budżetowym”. – Cała para będzie szła w tę całą biurokrację, przy czym nikt do końca nie wie, jak to będzie wyglądać, bo nie ma w KE żyjącego urzędnika, który pamiętałby prowizorium budżetowe. Należy się spodziewać, że pieniądz do beneficjentów trafi z gigantycznym opóźnieniem. Nie ma mowy o tym, by to funkcjonowało w trybie miesięcznym tak, jak to się dzisiaj dzieje w trybie rocznym – mówi jeden z urzędników.
Weto oznacza też zablokowanie budżetu wraz z funduszem ratunkowym, ale nic nie będzie stało na przeszkodzie, by od 1 stycznia obowiązywało powiązanie wypłat z praworządnością.
Nie jest ono jednak przesądzone i w UE trwa poszukiwanie rozwiązania. Niemiecka kanclerz Angela Merkel po wideoszczycie w czwartek nie chciała mówić o opcjach, jakie wchodzą w grę. Podkreśliła jedynie, że obecny kompromis jest dobry i zrównoważony.
Rozmowę przywódców utrudniało to, że odbywała się ona zdalnie. Na temat kryzysu budżetowego głos obok Merkel zabrali premierzy Polski, Węgier i Słowenii. Szef słoweńskiego rządu Janez Janša miał udzielić wsparcia Warszawie i Budapesztowi. Kolejny szczyt w Brukseli jest zaplanowany na 10 i 11 grudnia. Możliwe jednak, że do tego czasu zostanie zwołane kolejne spotkanie.©