Z Jarosławem Makowskim rozmawia Magdalena Rigamonti

Kościół łagiewnicki nie istnieje, toruński nie istnieje, za to istnieje Kościół Ordo Iuris?

To nie jest przypadek, że Kościół przestał ewangelizować, tylko zajął się – za pomocą m.in. takich organizacji jak Ordo Iuris – obsługą ludzkiego ciała. A w zasadzie kobiecego ciała. W Polsce mamy do czynienia z czymś, co nazywam katolicką biowładzą. W związku z tym, że Kościół nie panuje nad duchowością ludzi – co widać w badaniach i co pokazują skala absencji uczniów na lekcjach religii czy publiczne apostazje – zajął się zarządzaniem kobiecym ciałem poprzez ustawy wprowadzane przez ultrakonserwatywnych polityków na jego usługach.

Wszyscy politycy, od lewa do prawa wiedzą, że w Polsce bez Kościoła wyborów się nie wygra.

Reklama

Kościół zaprzeczył swojemu posłannictwu – nie jest w stanie przekonywać ludzi słowem i świadectwem. Jest tylko w stanie zmuszać ich prawem do tego, by żyli według katolickiej doktryny. Kłopot polega na tym, że ci, którzy zmuszają, nie mają do tego żadnego moralnego mandatu. Mówię o polskich biskupach. I nie, nie opieram się na swoich prywatnych opiniach, tylko na badaniach. Ostatnio na pytanie Ipsos, kogo ludzie uważają za autorytet, tylko 2 proc. respondentów wskazało biskupów. Proszę zobaczyć ten paradoks, że mimo tego biskupi rękami organizacji takich jak Ordo Iuris coraz śmielej przeprowadzają swoje projekty. A obecna władza im sprzyja.

W zeszłym roku prezydent Aleksander Kwaśniewski mówił mi, że bez sensownego dialogu z Kościołem nie da się w Polsce robić polityki. Nie da się jednocześnie mieć władzę i być odwróconym od Kościoła.

Uważam, że w Polsce można mieć władzę, respektując rozdział Kościoła od państwa.

Mówiąc o nim?

Nie, stosować ten rozdział.

A w kampanii wyborczej opowiadać, jak robił to Donald Tusk, że jego babcia kreśliła na bochenku chleba znak krzyża?

To są dwie różne rzeczy.

Donald Tusk dał znak konserwatywnym wyborcom, że nie chce być krytykiem Kościoła.

Źle to pani odczytuje.

Boi się, że bez Kościoła nie da rady.

Myślę, że Donald Tusk jest w takim wieku, iż boi się tylko swojej żony i Boga.

No i jeszcze chce wygrać.

To nie jest gest wobec Kościoła instytucjonalnego, to jest gest wobec chrześcijaństwa.

O, grubo.

To gest wobec wszystkich pobożnych ludzi.

Chodziło o to, by pokazać, że nie jest diabłem wcielonym i Niemcem.

O to pewnie też. Uważam, że nie ma potrzeby negowania swojej przynależności religijnej, jeśli ona nie wpływa na decyzje polityczne. Moja pobożna mama ma być może więcej zastrzeżeń do Kościoła niż ja, ale jest w kościele co niedzielę. Zaręczam pani, że nie chce polityki w kościele, ale życzy sobie, żeby lider partyjny z szacunkiem mówił o jej religijności. To jest zasadniczy kłopot, z którym nie radzą sobie politycy w Polsce. Proszę pogadać z Palikotem. On sam mówi, że przegiął.

A to znak, że negując Kościół, nie da się w Polsce robić polityki.

Nie da się bez szacunku wobec religii, wiary, która dla ludzi bywa bezpiecznym portem na wzburzonym morzu nowoczesności. Palikot przybijał na drzwiach kościoła franciszkanów w Krakowie swoje tezy jak Marcin Luter. Szokował. Ludziom to się nie podobało. Sam jednoznacznie negatywnie oceniam to, co robi ojciec Rydzyk, jednak mam wielki szacunek dla słuchaczy Radia Maryja.

Po nazwaniu ich przez Donalda Tuska „moherowymi beretami” chyba tak wszyscy w PO musicie mówić.

Nie. Absolutnie nie akceptuję tego, co robi rząd PiS, ale nie znajdzie pani u mnie pogardy dla wyborców tej partii.

CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP I NA E-DGP