Z Sylwestrem Marciniakiem rozmawiają Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak
Państwowa Komisja Wyborcza obchodzi właśnie 100-lecie. Jakie wyborcze lekcje płyną z całego okresu waszej działalności?
Choćby takie, że nie samo istnienie takiego organu jak PKW jest gwarantem demokracji i uczciwości, a jedynie jego prawidłowe funkcjonowanie. Czyli takie jak obecnie. Pamiętamy przecież jak działało PKW w czasach PRL. Podobnie było w latach 1935-1939.
Dawniej w składach PKW dominowali sędziowie, obecnie osoby wskazywane przez Sejm. Który wariant jest lepszy?
Reklama
Od 1990 r. w skład PKW wchodzili tylko sędziowie - z Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego. Początkowo po pięciu, później już po trzech. Co ciekawe, w projekcie konstytucji z 1997 r. znajdował się rozdział dotyczący komisji. Składał się z dwóch przepisów: pierwszy mówił o tym, że w skład PKW wchodzi po trzech sędziów z TK, SN i NSA, drugi - że szczegóły tych rozwiązań określi ustawa. Tyle że pojawiło się dążenie do odchudzenia ustawy zasadniczej, by była bardziej w stylu amerykańskim - i wyrzucono rozdział nas dotyczący.
W efekcie PKW nie jest organem konstytucyjnym...
I nie ma konstytucyjnie określonego składu. Zmiany z 2018 r. polegały m.in. na wskazaniu części członków PKW przez kluby sejmowe - nie można więc powiedzieć, że było to niezgodne z konstytucją. Co więcej, takie rozwiązanie nawiązuje do II RP, w której również najliczniejsze kluby wskazywały członków PKW. Te zmiany sprzed kilku lat są też zgodne z rekomendacjami Komisji Weneckiej z 2002 r. Wcześniejszy, czysto sędziowski model PKW stanowił ewenement w skali międzynarodowej.
W przyszłym roku czeka nas wyborczy maraton. Gdy jednak ogólnopolskich głosowań nie ma, to czy w PKW wieje nudą?
1 lipca otrzymaliśmy nowe zadanie - nadzór nad rejestrami umów i rejestrami wpłat partii politycznych. Choć nie poszły za tym dodatkowe środki i ludzie, więc powoduje to pewne problemy... Mamy więc co robić. A oprócz tego badamy sprawozdania finansowe ugrupowań. W tym roku podjęliśmy 100 uchwał, głównie dotyczących subwencji i sprawozdań finansowych komitetów wyborczych i partii politycznych. Zresztą od czasu do czasu media informują, komu PKW odrzuciła sprawozdanie. Poza tym w tym roku przeprowadzonych zostało już ponad 200 wyborów samorządowych w toku kadencji i referendów lokalnych w sprawie odwołania organu gminy. Ale tak, jesienią przyszłego roku przewidziane są wybory parlamentarne i samorządowe, na 2024 r. zaplanowane są eurowybory, a prezydenckie na 2025 r.
PKW powinna zyskać jakiejś kompetencje?
Oczywiście, choćby możliwość zmiany granic okręgów wyborczych i liczby posłów w nich wybieranych, jeżeli konieczność taka wynika ze zmian w zasadniczym podziale terytorialnym państwa lub ze zmiany liczby mieszkańców w okręgu wyborczym lub w kraju. Bo dziś może to zrobić jedynie parlament poprzez zmianę ustawy. A do tego trzeba woli politycznej, której najczęściej nie ma. Po każdych wyborach sygnalizujemy instytucjom państwowym, że zmieniła się liczba ludności, i niezbędne jest dokonanie korekty liczby posłów wybieranych w niektórych okręgach. Ale nikt nie chce tego robić, bo wszyscy przyzwyczaili się do obecnego stanu. Gdyby zależało to od PKW, działania w zakresie normy przedstawicielskiej byłyby podejmowane od ręki.
PKW powinna stać się organem konstytucyjnym?
Tak. Ale jestem realistą - od 1997 r. konstytucję zmieniono tylko dwa razy. A więc tylko dużo się mówi o zmianie ustawy zasadniczej, lecz niewiele robi. Bo co się stało choćby z pomysłem Gowina z 2020 r., który proponował wydłużyć kadencję prezydenta z pięciu do siedmiu lat, i by w przypadku prezydenta Andrzeja Dudy nie było możliwości wybrania na drugą kadencję? Wszyscy już o tym zapomnieli.
W przyszłym roku rusza wyborczy cykl. Biorąc pod uwagę stawkę tych elekcji i klimat polityczny w kraju, spodziewa się pan dużo większej presji wywieranej na PKW niż dotychczas?
Jesteśmy odporni. Natomiast trzeba pamiętać, że w PKW zasiada siedmiu członków wskazanych przez Sejm: trzech przez PiS, dwóch przez KO oraz po jednym przez PSL i Lewicę. Spieramy się na posiedzeniach, lecz ostatecznie potrafimy wypracować odpowiednie rozwiązania - jak nasza słynna uchwała z 10 maja w sprawie stwierdzenia braku możliwości głosowania na kandydatów w wyborach Prezydenta RP, którą przyjęliśmy jednogłośnie.
Znów czeka nas dyskusja o przesunięciu wyborów - tym razem samorządowych. Bo wypadają tuż koło parlamentarnych.
Głosowania powinny zawsze odbywać się w terminach przewidzianych prawem. W przypadku wyborów parlamentarnych wynika to wprost z konstytucji i kodeksu wyborczego - elekcje do Sejmu i Senatu muszą być zarządzone przez prezydenta nie później niż 90 dni przed końcem kadencji Sejmu. Kadencja izby rozpoczęła się 12 listopada 2019 r., czyli wybory najpóźniej powinny odbyć się 12 listopada 2023 r. A jako że musi to być dzień wolny, mamy cztery terminy: 15 października, 22 października, 29 października lub 5 listopada. Te wybory prezydent musi zarządzić najpóźniej 14 sierpnia 2023 r.