Komisja Europejska zdecydowała w piątek o przekazaniu koncernom zbrojeniowym 500 mln euro na zwiększenie zdolności produkcyjnych amunicji artyleryjskiej. Z polskich firm dofinansowanie w wysokości 2,1 mln euro otrzymał tylko Dezamet należący do Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Pozostałe dwie firmy, które ubiegały się o środki - Mesko i Nitrochem - nie spełniły warunków konkursu. Dla porównania np. spółki węgierskie dostały 27 mln euro, a niemieckie - 85 mln euro.

"Aż serce się kraje, dlaczego to nie było 100 mln euro"

Szef KPRM Jan Grabiec zapowiedział w poniedziałek kontrolę w MON i Kancelarii Premiera, by wyjaśnić, dlaczego Polska otrzymała tylko ok. 2,1 mln z 500 mln euro unijnych środków. Dodał, że osoby za to odpowiedzialne poniosą konsekwencje. "Poza odpowiedzialnością taką polegającą na odwołaniu osób niekompetentnych wchodzi w grę również odpowiedzialność karna, jeśli doszło do zaniechania" - ocenił Grabiec.

Reklama

Z kolei Kulasek wskazał, że za wyniki konkursu odpowiedzialność ponosi zarząd PGZ, a także nadzorujący ją resort aktywów państwowych. Ocenił, że zgłoszenie tylko trzech spółek świadczy o tym, iż PGZ nie miała strategii inwestycyjnej, ponadto nie udzieliła firmom ani wsparcia merytorycznego, ani finansowego.

PGZ w komunikacie tłumaczyła, że wielkość wnioskowanej dotacji (11 mln euro) wynikała z konieczności zapewnienia współfinansowania inwestycji ze środków własnych. Dodano, że jeden z trzech wniosków został rozpatrzony pozytywnie i że pozyskane 2,1 mln euro zostanie przeznaczone w znacznej mierze na automatyzację procesów produkcji w firmie Dezamet SA. Zaznaczono, że zgodnie z wymaganiami UE wnioski zostały złożone w trybie niejawnym, więc nie można ujawnić ich szczegółowych zapisów.

Kulasek powiedział, że potrzebna jest restrukturyzacja PGZ i przeprowadzenie w niej audytów. Nie wykluczył postawienia byłych ministrów PiS - b. szefa MAP Jacka Sasina i b. szefa MON Mariusza Błaszczaka przed Trybunałem Stanu, jeśli "będziemy mieli twarde fakty o zaniedbaniu".

Wiceszef MAP zapowiedział też, że rząd będzie wnioskować do KE, by został rozpisany nowy nabór na nowe pieniądze. "I wtedy dopilnujemy, żeby firmy z PGE, które produkują amunicję, złożyły wnioski" - oświadczył Kulasek.

Zdaniem wicepremiera, ministra cyfryzacji Krzysztofa Gawkowskiego sytuacja ta pokazuje, że PiS "traktowało polską zbrojeniówkę po macoszemu". W jego ocenie, za rządów PiS nie było ani dobrego nadzoru, ani koncepcji, jak wykorzystywać możliwości rozbudowy chociażby produkcji amunicji. "Jak słyszę od ministerstwa aktywów i ministerstwa obrony narodowej, że złożyliśmy wnioski tylko na 11 mln euro, to aż serce się kraje, dlaczego to nie było 100 mln euro" - mówił.

"Naprawdę żałosna" jest próba zrzucenie przez polityków PiS odpowiedzialności ma KO

"Nie rozumiem tego. Myślę, że to wielki grzech zaniedbania PiS, ministra Mariusza Błaszczaka i nadzoru ze strony aktywów państwowych" - ocenił wicepremier.

W podobnym tonie komentował sprawę minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak, który ocenił, że takie historie jak ta "pokazują, do jakiego stanu ten przemysł został doprowadzony". Dodał, że "naprawdę żałosna" jest próba zrzucenie przez polityków PiS odpowiedzialności ma KO, gdy wnioski w programie amunicyjnym można było zgłaszać do 13 grudnia, a więc w czasie, gdy rządził jeszcze "dwutygodniowy" rząd Mateusza Morawieckiego.

Były minister obrony narodowej, poseł PiS Mariusz Błaszczak w weekend na platformie X napisał: "Donald +Król Europy+ Tusk załatwił dla Polski całe 0,42 proc. z unijnego programu produkcji amunicji. Inicjatywa Komisji Europejskiej jest słuszna i potrzebna. Tylko dlaczego z przekazanych 500 mln euro dla europejskich firm zbrojeniowych na zwiększenie produkcji amunicji artyleryjskiej, Polska otrzymuje zaledwie ok. 2,1 mln euro?" - zapytał Błaszczak. Jak dodał, niemieckie firmy dostaną ok. 85 mln, a węgierskie 27 mln euro.

Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski powiedział w poniedziałek dziennikarzom w Brukseli, że były szef MON "nie po raz pierwszy mija się z prawdą". "Nie tylko została sprawa rozstrzygnięta na podstawie źle złożonych wniosków za jego (Mariusza Błaszczaka) kadencji, ale niestety pieniądze zostały już rozdysponowane i nie daje się w tej sprawie nic zrobić. Jeśli będą kolejne transze, to będziemy zgłaszać kolejne projekty. Mam nadzieję, że tym razem w polskich firmach będą rządzić profesjonaliści i będą umieli prawidłowo wypełnić kwestionariusz i aplikować do właściwego programu. Żeby wygrać, trzeba Panu Bogu dać szansę" - mówił Sikorski.

"Tak samo jak z KPO, rząd PiS-u, opóźniając sprawę, nie dostał zaliczki, którą mógł wydać, na co chciał. Teraz, z tego, co słyszę, będzie trochę podobnie. Ta pierwsza transza miała dość luźne kryteria, gdzie więcej polskich firm mogło się stosunkowo łatwo załapać, a teraz kryteria będą trudniejsze. Proszę podziękować panu ministrowi Błaszczakowi" - podsumował Sikorski.

Poza polską spółką unijne środki dostaną firmy w innych krajach UE i w Norwegii. Ich listę opublikowała KE. Np. ok. 85 mln euro otrzymają firmy niemieckie, 87,6 mln euro norweskie, 27 mln euro węgierskie, 32,5 mln euro fińskie, 38 mln euro francuskie, 23,8 mln euro hiszpańskie, a 19 mln euro szwedzkie. Są również konsorcja firm z różnych państw członkowskich i Norwegii, które skorzystają z tych pieniędzy, np. włosko-francusko-norwesko-fińsko-łotewskie konsorcjum otrzyma ok. 41,3 mln euro.