Na przełomie marca i kwietnia Żandarmeria Wojskowa zatrzymała żołnierzy, którzy użyli broni wobec migrantów chcących nielegalnie przekroczyć granicę. Sprawę opisał Onet. Jako że tekst został opublikowany na trzy dni przed wyborami do europarlamentu, siłą rzeczy sprawą zainteresowali się minister obrony wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz i premier Donald Tusk. Obaj już się zdążyli oburzyć i wszyscy stoją murem za mundurem. Także opozycja wyczuła, że mina, na którą weszli politycy rządu, może być użyteczna.
Wniosków z tej sytuacji jest co najmniej kilka. Po pierwsze, w kampanii wyborczej taka reakcja jest oczywista i niczego innego bym po tak doświadczonych politykach nie oczekiwał. Bezpieczeństwo na granicy to rzecz fundamentalna i wszelkie pokazywanie słabości w tym obszarze może się odbić na nastrojach wyborców. Tego, ,,że żołnierze mogli popełnić błąd, a ŻW mogła się zachować w tym wypadku wzorowo, ten scenariusz nie przewiduje. Ja nie wiem, jak było, dlatego pozwolę sobie nie stawać po żadnej ze stron aż do poznania większej liczby szczegółów.
Po drugie, kryzys na granicy trwa od trzech lat. Przez ten czas nie dorobiliśmy się zmian proceduralnych, który stworzyłyby dobrze zdefiniowany stan prawny pomiędzy wojną o pokojem. Obecnie możemy wybierać pomiędzy stanem wojennym albo wyjątkowym, które dają większe uprawnienia wojsku i funkcjonariuszom różnych służb, ale też mają wpływ m.in. na możliwości przeprowadzania wyborów. Pewne rozwiązania w tej materii zaproponował prezydent Andrzej Duda w projekcie ustawy o działaniach organów władzy państwowej na wypadek zewnętrznego zagrożenia bezpieczeństwa państwa. Problem w tym, że zaproponował to prawie rok temu, i ani posłowie poprzedniej kadencji, ani tej jakoś się specjalnie tematem nie przejęli. Pierwsze czytanie ma się odbyć wkrótce.
Użycie broni przez żołnierzy na granicy
Wreszcie warto sobie uświadomić, że zgodnie z przepisami żołnierze mogą używać broni na granicy tylko w przypadku zagrożenia życia. Jak podawał minister obrony na czwartkowej konferencji prasowej, tylko w maju użyli jej ponad 700 razy. Sposób jej używania jest określony m.in. w „Karcie Żołnierza wykonującego zadania w ramach udzielania pomocy Straży Granicznej”. Ten dokument jasno określa, że użycie broni palnej to ostateczność, najpierw żołnierz może korzystać z pałek, paralizatorów, amunicji niepenetrującej, itd. „Broń palną używa się lub jako środek ostateczny, wyłącznie w sytuacji, jeżeli użycie lub wykorzystanie środków przymusu bezpośredniego okazało się niewystarczające lub nie jest możliwe ze względu na okoliczności zdarzenia”. A używając jej, musi się zidentyfikować, „wezwać osobę do zachowania zgodnego z prawem”, krzyknąć „stój bo strzelam” i dopiero potem może oddać strzał ostrzegawczy. Nasuwa się więc pytanie: jeśli to ostateczność, a tylko w maju było ponad 700 takich przypadków czy to znaczy, że to już wojna? Czy może jednak procedury są źle opisane i warto by je zmienić i dostosować do nowej rzeczywistości?
Na to pytanie w ferworze eurokampanijnych wybuchów i niewypałów na pewno sobie odpowiedzieć nie zdołamy. Pytanie otwarte – czy po wyborczym weekendzie temat dla polityków dalej będzie gorący, a może do kolejnego incydentu na granicy wszyscy o nim zapomną?