Odwołaniem ze stanowiska szefa Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych, gen. Artura Kępczyńskiego zakończyła się afera z minami przeciwpancernymi, o której rozpisywały się w czwartek media. Sprawa jest jednak poważniejsza, niż na pierwszy rzut oka się wydaje i podobnych incydentów może być więcej.

Wojsko gubi miny przeciwpancerne. Generał coś podejrzewa

W głośnym wypadku „zgubienia” przez wojsko min przeciwczołgowych dziś wszystko wydaje się jasne. Wiadomo, że transport ponad tysiąca ton min przeciwpancernych wyjechał z Hajnówki i bez większych przeszkód dotarł do miejsca przeznaczenia, czyli do składnicy w Mostach pod Szczecinem. Tu towar wyładowano, a wagony PKP pojechały dalej w świat, zabierając jednak ze sobą 2 tony min, o których ktoś...zapomniał.

I choć do tych dziwnych wydarzeń doszło przed kilkoma miesiącami, to jednak dopiero niedawno dowiedziało się o nich kierownictwo resortu obrony. Jak poinformował w piątek minister Władysław Kosiniak-Kamysz, wojsko wyciągnęło konsekwencje wobec tych, którzy zawinili, jednak rodzi się podstawowe pytanie – jak w ogóle można zgubić 2 tony min przeciwczołgowych. Dziwi się temu też generał Waldemar Skrzypczak, choć ma pewne podejrzenia, gdzie mogło dojść do błędu.

- Błąd popełniono jak zwykle na poziomie najniższym. Bo to jest tak, że jak magazynier otrzymuje transport, ma dokumenty w ręku i stojąc przy wagonie, powinien liczyć wszystkie miny, które są wyjmowane z wagonu. Często też trzeba sprawdzać zamknięcia fabryczne, bo chodzi o to, żeby w skrzyniach było to, co powinno być – mówi generał Skrzypczak.

Zgubione miny. „Teraz w wojsku jest chaos”

Wynika z tego, że procedury są jasne i osoba odpowiadająca za odbiór transportu na własne oczy musi wszystko przeliczyć, sprawdzić i zaraportować w dokumentach. Jednak to wojsko, a jak ze smutkiem przyznaje generał, tam nie zawsze wszystko dzieje się tak, jak powinno.

- Wychodzi na to, że ktoś, kto był odpowiedzialny za wyładunek miał to generalnie w gdzieś, kazał rozładować chłopakom, a oni też mieli to w gdzieś, bo nie byli pilnowani. Bo teraz w wojsku jest taki chaos organizacyjny na każdym szczeblu, co widać wyraźnie, i to spowodowało, że nie rozładowano wszystkich min. Dla mnie to jest niewyobrażalne, bo pamiętam, jak się szkoliło magazynierów amunicji – mówi generał.

A nie jest to pierwszy przypadek, gdy wojsku coś ginie. Wiele osób do dziś ma w pamięci zagubienie przez wojskowy śmigłowiec zapalnika do rakiety, czy też żołnierza WOT, któremu gdzieś zapodział się karabin snajperski. A to tylko zdarzenia z ostatnich lat i to takie, które nie zostały skutecznie zatuszowane wewnątrz armii. Skąd zatem bierze się taka wojskowa niefrasobliwość?

- Wydaje mi się, że teraz nie uczy się ludzi odpowiedzialności. Pomijam wiedzę merytoryczną, bo tego pewnie uczą, mówią, że „magazynier musi pilnować zgodnie z dokumentami”...natomiast brak jest odpowiedzialności. Druga sprawa, to ta broń, która ginie, też wynika z braku odpowiedzialności, której teraz w wojsku się nie wymaga – ocenia generał Skrzypczak.