Do zawieszenia projektu produkcji i rozwoju polskiej, lekkiej armatohaubicy Kryl przyznał się obecny wiceminister obrony narodowej Paweł Bejda. W odpowiedzi na poselską interpelację ujawnił on, iż broń ta, choć już gotowa, nie będzie jednak produkowana, przynajmniej do 2035 roku.
Polska chciał rywalizować z Francją. Wyszło jak zawsze
Wieści o ostatecznym skreśleniu Kryla z listy wyposażenia Wojska Polskiego rozwścieczyły generała Waldemara Skrzypczaka, byłego dowódcy wojsk Lądowych, który był blisko związany z procesem opracowania tej polskiej broni. Decyzja władz jest dla niego tym bardziej niezrozumiała, że właśnie teraz, gdy trwa wojna na Ukrainie, świat zachwyca się skutecznością francuskich armatohaubic Caesar, a to właśnie one były pierwowzorem polskiej produkcji.
- Będąc jeszcze dowódcą Wojsk Lądowych, byłem na ćwiczeniach we Francji i tam zobaczyłem po raz pierwszy Caesara. Oni dopiero z nim eksperymentowali. I mówię wtedy, że taki Caesar by nam się przydał, dobry jest dla brygad lekkich, czyli takich na Rosomakach. Bo właśnie w tamtym czasie z brygad lekkich wycofaliśmy haubice gąsienicowe Goździk, bo połączenie kołowych Rosomaków i gąsienicowych dział to nie jest efektywny system – wspomina w rozmowie z Forsalem generał Skrzypczak.
Robiąc to wojskowe przemeblowanie, do jednostek z Rosomakami przeniesiono kołowe armatohaubice Dana kalibru 152 mm, pamiętające jeszcze czasy Związku Radzieckiego, a generał Skrzypczak zlecił jednocześnie opracowanie projektu polskiej armatohaubicy. Miała być podobna do Caesara, ale wykonana z elementów produkowanych w naszym kraju. Przewidywano bowiem, że wcześniej czy później trzeba będzie zastąpić stare Dany standardem NATO-wskim z kalibrem 155 mm.
Generał Skrzypczak: To sprawa kryminalna
Po kilku latach prac Huta Stalowa Wola, która wzięła na siebie ciężar opracowania nowej armatohaubicy, wywiązała się z zadania, a sprzęt przeszedł testy poligonowe i został ostrzelany. Wtedy zaczęły się problemy.
- I nagle, nie wiedzieć czemu, zatrzymano projekt i zaczęto modernizować Danę, i wkładać kupę kasy w modernizację pozostałości po ZSRR. Dla mnie to jest sprawa kryminalna – wspomina generał Skrzypczak decyzje, jakie zapadły przed kilkoma laty.
Wojskowy nie jest w stanie zrozumieć, jak logicznie można wytłumaczyć sobie ładowanie dodatkowych pieniędzy w modernizację czegoś, do czego niedługo nie będzie amunicji i co lata świetności ma już za sobą. Wygląda na to, że ktoś najwyraźniej uznał, iż sowiecki sprzęt będzie lepszy, niż produkcja niemal czysto polska. W ocenie generała Skrzypczaka, wyjaśnienie tego faktu jest tylko jedno.
- A co jest największą wadą Kryla? Że jest polski i żaden lobbysta na nim nie zarobił. I to jest skandal. Widać wyraźnie, że tam nie ma ludzi, którzy rozumieją sztukę wojenną i nie wyciągają żadnych wniosków z Ukrainy, bo tam teraz te haubice lekkie, kołowe się dobrze sprawdzają – mówi generał Waldemar Skrzypczak.
Mobilna polska artyleria nie dla WOT
Na razie pewne jest, że Kryla odesłano do kąta i to w czasie, gdy w wojsku coraz częściej mówi się o konieczności wyposażenia w artylerię nawet niektórych brygad Wojsk Obrony Terytorialnej. Czy zatem te lekkie jednostki skazane będą na postsowiecką produkcję, czy znów na jakiś sprzęt zakupiony od zachodnich sojuszników? Opierając się na własnych źródłach, generał Skrzypczak wyjawia, że pojawiają się już wiadomości, iż w grę wchodzić by miała francuska artyleria kalibru 105 mm. I znów inny kaliber, niż powszechny w NATO 155 mm, a produkcja zachodnia. A to, w ocenie wojskowego, podstawowy błąd.
- W wojsku nareszcie zaczynają myśleć o tym, żeby basze brygady OT z piechoty latającej po lesie stały się brygadami bojowymi. I takie haubice, jak Kryl idealnie pasują do brygad WOT. A to, co się dzieje wokół Kryla, to świadczy o tym, że nie ma w ogóle koncepcji rozwoju artylerii polskiej – podsumowuje generał.