Rozpoczął się dyplomatyczny taniec wokół planów zawarcia rozejmu w ukraińskiej wojnie i kiedy w zaciszach gabinetów toczą się rozmowy, każda ze stron wysyła do otwartej walki własnych harcowników. Rosjanie teraz bardzo podbili stawkę przyszłych negocjacji.
Rosja grzmi, że zrobi porządek z siłami pokojowymi
Celem rosyjskiego ataku stały się, zapowiedziane niedawno przez prezydenta Zełenskiego, plany wprowadzenia na Ukrainę międzynarodowych sił rozjemczych. Ich głównym zadaniem miałoby być pilnowanie, by na linii rozdzielającej wojska rosyjskie od ukraińskich nie dochodziło do prowokacji. I wbrew zapowiedziom Donalda Trumpa, który jasno stwierdził, iż nie widzi na Ukrainie amerykańskich wojsk, prezydent Zełeński zupełnie inaczej przedstawił swe marzenia.
- Kiedy o tym mówimy, czy Europa wystarczy? Nie. Ponieważ nie chodzi tylko o liczby. Chodzi o dzielenie się odpowiedzialnością i zapewnienie gwarancji bezpieczeństwa. Nie można tego robić bez zaangażowania Stanów Zjednoczonych. Byłoby to poważnym błędem. Rosja mogłaby chcieć, aby Europa broniła i wspierała Ukrainę bez USA. Dałoby to Rosji przewagę i uważam, że mogłoby to oznaczać dla nich geopolityczne i strategiczne zwycięstwo – powiedział Zełenski w trakcie konferencji prasowej, pytany, czy same siły europejskie wystarczą, by zapewnić przestrzeganie rozejmu.
I to wystarczyło, by w Rosji się zagotowało. Samo wspomnienie o międzynarodowych siłach rozjemczych wprowadziło polityków z Kremla w stan rozdrażnienia, a głos postanowił zabrać Wisilij Niebinzja, stały przedstawiciel Rosji przy ONZ.
- Biorąc pod uwagę ogólne zmęczenie kryzysem ukraińskim, zaczynają krążyć różne plotki, w tym takie dziwaczne. Trzeba to jasno zrozumieć: żadne „siły pokojowe” nie mogą działać bez mandatu Rady Bezpieczeństwa ONZ - powiedział w rozmowie z RIA Nowosti rosyjski polityk.
Polacy pojadą na Ukrainę? Rosja już grozi atakiem
Jak jednak na Rosjanina przystało, nie poprzestał jedynie na wyrażeniu swego oburzenia taką propozycją, ale od razu zabrał się do grożenia. Zapewnił, że Zachód pożałuje, jeśli na Ukrainę wyśle swe wojska bez zgody Rady Bezpieczeństwa ONZ.
- W przeciwnym razie wszelkie zagraniczne kontyngenty wojskowe wysłane na teren walk będą, z punktu widzenia prawa międzynarodowego, zwykłymi bojownikami i uzasadnionym celem wojskowym dla naszych Sił Zbrojnych – nie pozostawił złudzeń rosyjski dyplomata.
Pomysł wysłania zachodnich sił zbrojnych w charakterze wojsk pokojowych pojawił się pod koniec ubiegłego roku, a jego autorem był francuski prezydent. Mówiło się wówczas, ze trwają prace nad przygotowaniem kontyngentu, liczącego 40 tysięcy żołnierzy, który miałby pilnować zawieszenia broni, a wśród uczestników takiej misji na Zachodzie wymieniano również Polskę. Niedawno doniesieniom tym zaprzeczył wicepremier i minister obrony narodowej, Władysław Kosiniak-Kamysz.
- Polska od początku jasno deklarowała, że nie rozważa scenariusza wysłania wojsk na Ukrainę – powiedział w rozmowie z Politico polski minister.
I choć taka deklaracja wydaje się ucinać wszelkie spekulacje, to jednak ze strony administracji Trumpa coraz częściej padają głosy, że bez wojsk europejskich na Ukrainie rozejmu nie będzie. Narrację tę podchwyciła rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego, informując, iż zachodni kontyngent pokojowy liczyć ma 100 tys. żołnierzy, a jego jedynym celem ma być „przywrócenie gotowości bojowej Ukrainy”. W ocenie rzecznika Kremla, Dmitrija Pieskowa, wysłanie jakichkolwiek obcych wojsk na Ukrainę możliwe będzie wyłącznie za zgodą obydwu stron konfliktu.