- Manewry Zapad-25 na Białorusi
- Ekspert: Chodzi o to, aby Zachód nie wiedział, o co chodzi
- Próba zatajenia, że Rosji brakuje żołnierzy
- "Kreml może szykować coś dużego"
- Białoruś miejscem przyszłych rozmów pokojowych ws. wojny w Ukrainie?
Manewry Zapad-25 na Białorusi
Szef białoruskiego resortu obrony Wiktar Chrenin poinformował w tym tygodniu, że „zdecydowano o zmniejszeniu parametrów ćwiczeń Zapad-2025 i przeniesieniu głównych manewrów w głąb terytorium Białorusi". Uzasadnił to dążeniem do „zmniejszenia napięcia”.
Ekspert: Chodzi o to, aby Zachód nie wiedział, o co chodzi
Zdaniem dra hab. Krzysztofa Fedorowicza, analityka ds. Białorusi z Instytutu Europy Środkowej, ograniczenie rozmiaru manewrów tuż pod nosem NATO to paradoksalnie kolejny element propagandy. „Chodzi o to, by Zachód nie wiedział, o co dokładnie chodzi i zastanawiał się nad gestem dobrej woli” – wyjaśniał.
Ekspert podkreślił, że za każdą decyzją kryje się drugie dno, a w tym przypadku może być ich nawet kilka.
Próba zatajenia, że Rosji brakuje żołnierzy
Pierwszym wytłumaczeniem - zdaniem eksperta - najbardziej prawdopodobnym, jest próba zatajenia, że Rosji brakuje żołnierzy, którzy mogliby uczestniczyć w dużych manewrach na Białorusi, ponieważ ci, którzy są, walczą na Ukrainie.
„Zapowiadano, że weźmie w nich udział 100 tys. żołnierzy. Teraz mowa o kilkunastu tysiącach, w dodatku nie tylko rosyjskich, lecz także białoruskich oraz z innych państw Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym” – wyjaśnił Fedorowicz i dodał, że nie tylko chodzi o ludzi, ponieważ białoruskie magazyny wojskowe też zostały solidnie wydrenowane ze sprzętu, który trafił na Ukrainę.
"Kreml może szykować coś dużego"
Rozmówca PAP zwrócił uwagę na obecną koncentrację 50 tys. rosyjskich żołnierzy w obwodzie kurskim. Jego zdaniem "Kreml może szykować coś dużego", co wymaga znacznego zaangażowania ludzi i sprzętu. „Natomiast manewry trzeba po prostu przeprowadzić dla samego faktu ich przeprowadzenia, żeby na Zachodzie nie mówiono, że ćwiczenia się nie odbywają” – zauważy.
Białoruś miejscem przyszłych rozmów pokojowych ws. wojny w Ukrainie?
W ocenie eksperta drugim powodem może być chęć przygotowania Białorusi jako ewentualnego miejsca przyszłych rozmów dotyczących zakończenia czy uregulowania konfliktu na Ukrainie.
„To rzadko pojawia się w mediach, ale ostatnio Rosjanie kilkakrotnie sugerowali, że Białoruś mogłaby pełnić rolę miejsca dobrych usług” – zauważył Fedorowicz, przypominając, że państwo to było też „trzecią stroną” w formatach Mińsk 1 i Mińsk 2, gdy jeszcze stwarzało pozory wielowektorowości w polityce zagranicznej.
Obawa przed niechcianymi incydentami
Trzecie z możliwych wytłumaczeń zmiany lokalizacji manewrów to - jak wskazał Fedorowicz - obawa przed niechcianymi incydentami. Ekspert zwrócił uwagę, że Białoruś ma dwa duże poligony – jeden pod Brześciem, około 2 km od granicy z Polską, a drugi nieopodal Grodna, który praktycznie przylega do granicy z Litwą. To stwarza duże ryzyko przypadkowych naruszeń przestrzeni powietrznej przez statki powietrzne. „Dwa kilometry to tyle, ile może przelecieć kula wystrzelona z karabinu, nie wspominając o innych rodzajach pocisków” – zwrócił uwagę Fedorowicz.
Broń atomowa na Białorusi
Czwarta z możliwości, o której wspomniał ekspert w rozmowie z PAP, to fakt, że od pewnego czasu na Białorusi jest rozmieszczona broń atomowa, właśnie w głębi kraju. „Może chodzić o zorganizowanie ćwiczeń polegających ochronie tych instalacji atomowych” – tłumaczył.
Ryzyko inwigilacji
Wreszcie, w ocenie analityka, może chodzić o obawę, że w bezpośredniej bliskości granic Polski i Litwy istnieje o wiele większa szansa na inwigilację manewrów różnymi metodami radioelektronicznymi.
Nie chodzi o "łagodzenie napięć", tylko o zasłonę dymną
Krzysztof Fedorowicz zastrzegł, że może istnieć jeszcze jakiś powód decyzji o ograniczeniu wielkości i zmianie lokalizacji manewrów Zapad-2025. Niezależnie od tego, jaki on jest, nie może być mowy o żadnym łagodzeniu napięć, tylko o zasłonie dymnej. „To próba sprawienia, że spojrzymy w innym kierunku, żeby w tym czasie, w innym miejscu podjąć jakieś działanie” – podsumował ekspert. (PAP)