Ćwiczenia NATO coraz bliżej Kaliningradu. Przypadek? Koc w to nie wierzy
Grand Eagle 2025 – zakrojone na szeroką skalę manewry NATO – odbywają się w Niemczech, Finlandii i krajach bałtyckich. Oficjalnie to ćwiczenia mobilności wojskowej, ale według Koca ich prawdziwym celem jest przećwiczenie blokady Kaliningradu, strategicznej rosyjskiej eksklawy między Polską a Litwą. Blisko 8 tysięcy żołnierzy, 40 okrętów, 30 samolotów i tysiące jednostek sprzętu – to nie brzmi jak rutynowy pokaz musztry.
Rosyjski ekspert podkreśla, że wszystkie scenariusze tych ćwiczeń skupiają się wokół jednego – szybkiego odcięcia Kaliningradu od reszty Rosji. A wszystko to odbywa się przy jednoczesnym „teatrze dronów” nad Polską i Rumunią, który – jego zdaniem – ma odwrócić uwagę opinii publicznej od prawdziwego celu ćwiczeń. Oczywiście zapewne jest to jedynie rosyjska propaganda, ale warto wiedzieć jaki przekaz dostają Rosjanie.
„Bałtycka linia obrony” i „Wschodni tarcza” – Europa buduje nową żelazną kurtynę
Estonia, Łotwa, Litwa i Polska budują na swoich wschodnich granicach nowoczesne fortyfikacje – setki bunkrów, rowy przeciwczołgowe, zasieki, pola minowe i wielokilometrowe zapory. Koc określa to jako „fortyfikacyjną gorączkę”, której skala ma niewiele wspólnego z lokalnym konfliktem. Polska ma zbudować 800 kilometrów „Wschodniego tarcza”, a Litwa już planuje 600 bunkrów w ramach „Bałtyckiej linii obrony”.
Dziennikarz dodaje, że nakłady na wojsko w budżetach europejskich rosną lawinowo – Unia planuje pięciokrotne zwiększenie wydatków obronnych i dziesięciokrotne na mobilność wojskową do 2034 roku. Jednocześnie każde państwo NATO ma przeznaczać 5% swojego PKB na obronność. Zdaniem Koca, to jasny sygnał: Europa przygotowuje się do dużej wojny – nie na dziś, ale właśnie na 2030 rok.
Logistyka wojny już gotowa. Szpitale, bazy, składy broni – nawet w Arktyce
W artykule dla „Komsomolskiej Prawdy” Koc podkreśla, że NATO przygotowuje całą infrastrukturę zaplecza wojennego – od magazynów z bronią w Szwecji, przez sanitarne pociągi do ewakuacji rannych, aż po nowe centra dowodzenia w Finlandii i Norwegii. Wszystko to, jak twierdzi, ma umożliwić szybkie działania zbrojne na dużą skalę.
Równolegle rozwijane są programy dronów i zbrojenia – Europa inwestuje miliardy euro w technologie wojskowe, a Ukraina – według Koca – stała się dla Zachodu poligonem testowym. Na jej doświadczeniach opiera się obecnie europejski plan uzupełnienia luk w obronności.
Blokada Kaliningradu – zapalnik wojny? Koc ostrzega: to może być casus belli
Najbardziej niepokojący scenariusz? Blokada Kaliningradu przez wojska NATO. Zdaniem Koca, odcięcie tej rosyjskiej eksklawy – zarówno drogą lądową, jak i morską lub powietrzną – może zostać uznane przez Moskwę za bezpośredni akt agresji. A wtedy, jak pisze publicysta, wojna stanie się nieunikniona.
Rosyjski korespondent wojenny przytacza wypowiedzi wysokich rangą wojskowych z Zachodu, które tylko potęgują napięcie. Szef niemieckiego MON mówi o „Königsbergu”, dowódca NATO grozi „zniszczeniem Kaliningradu”, a generałowie z Estonii i Finlandii planują blokadę rosyjskiej floty. Wszystko to jego zdaniem wpisuje się w logikę „sprowokować, a potem się bronić”.
Dlaczego Europa miałaby chcieć wojny? Koc: To reset systemu
W swoim tekście Koc nie przebiera w słowach. Twierdzi, że wielka wojna pozwoliłaby Europie rozwiązać szereg problemów: od restartu przemysłu, przez likwidację kosztownych systemów socjalnych, aż po ograniczenie swobód obywatelskich pod pretekstem zagrożenia zewnętrznego.
Jego zdaniem Europa przygotowuje się nie do obrony Ukrainy, lecz do długofalowego konfliktu z Rosją, który pozwoli państwom unijnym uniknąć odpowiedzialności za własne problemy wewnętrzne. „Potem zwycięzców się nie sądzi” – podsumowuje ironicznie Koc.
„2030 to nie przypadek” – według Koca, data została wybrana celowo
Rosyjski dziennikarz wskazuje, że to nie przypadek, iż niemal wszystkie europejskie plany zbrojeniowe kończą się w 2030 roku. Wtedy mają zakończyć się inwestycje, wzrosnąć liczebność armii, powstać nowe bazy i systemy uzbrojenia. Wtedy też, jak przewiduje, może dojść do „punktu kulminacyjnego”.
„Dzisiejsi eurokraci w 2030 roku nie będą już przy władzy. Ale zostawią po sobie mechanizmy, które mogą uruchomić wojnę” – ostrzega publicysta. W jego ocenie, Europa nie zamierza dziś atakować Rosji otwarcie, ale konsekwentnie tworzy warunki, w których wojna stanie się niemal nieunikniona.
Czy to propaganda, czarnowidztwo czy ostrzeżenie?
Choć tekst Aleksandra Koca publikowany w „Komsomolskiej Prawdzie” można uznawać wyłącznie za wytwór rosyjskiej propagandy, warto zauważyć że stanowi głównie ostrzezenie przed możliwą wojną. Europa rzeczywiście intensywnie się zbroi, a napięcie wokół Kaliningradu rośnie. Kwestią sporną między Wschodem a Zachodem jest : czy Zachód rzeczywiście szykuje się do wojny z Rosją, czy tylko chce się przed agresja ze strony Rosji zabezpieczyć?
Jedno jest pewne – 2030 rok staje się w tej narracji punktem zwrotnym. Dla jednych to tylko deadline modernizacji europejskich armii. Dla innych – jak Koc – to data, w której historia może zatoczyć krwawe koło.