Antoni Macierewicz ministrem obrony narodowej był w latach 2015-2018. Jak opisuje w swoim reportażu Żemła, za jego kadencji w wojsku i centrali w Warszawie dochodziło do oburzających praktyk, a osoby mające z wojskowością niewiele wspólnego zyskały ogromne wpływy. Jedną z nim był szef biura prasowego Macierewicza Bartłomiej Misiewicz, o którym słyszeli chyba wszyscy. Nieco mniej rozpoznawalną osobą pozostaje tajemnicza kobieta, pseudonim operacyjny „Kate”.
Skąd się wzięła „Kate”?
„Kate” w późniejszym czasie została skazana za pomówienia oficerów. Jak jednak przyznał w rozmowie z Żemłą anonimowy oficer MON, za czasów Macierewicza miała status niemalże brytyjskiej królowej. Decydowała o tym, kto i kiedy może mieć audiencję u ministra, z czyją korespondencją szef MON się zapozna i, jak wyznał dziennikarce informator, czyja przepustka do ministerstwa będzie aktywna.
Z opowieści oficera wynika, że kiedyś „Kate” anulowała mu przepustkę, ponieważ… za długo patrzył jej w oczy podczas rozmowy. O skutkach nadmiarowego kontaktu wzrokowego dowiedział się, kiedy chciał zanieść Macierewiczowi korespondencję i jego przepustka nie zadziałała. W sekretariacie powiedziano mu, żeby następnym razem nie krępował „Kate” takim zachowaniem. Oficer przyznał, że po tej sytuacji już zawsze podczas tych konfrontacji patrzył się na swoje stopy.
Żemła pisze, że z zeznań świadków wynika, iż władza „Kate” w MON była przeogromna – jako jedyna poza ministrem miała do wglądu całą korespondencję, a jak coś zarządziła, to tak się działo. Skąd się wzięła u boku Antoniego Macierewicza? „Nie wiadomo” – komentują kwestię oficerowie. Przyznają jednak, że były minister miał do niej ogromne zaufanie.