Niedawno Szczepan Twardoch gościł na okładkach wpływowych polskich czasopism z obu stron politycznego konfliktu – „Gazety Wyborczej” i „Do Rzeczy”.
„Wyborczej” udzielił obszernego wywiadu (przeprowadził go Grzegorz Wysocki), ostatniego, jak dotąd, z długiej – naprawdę długiej – serii wywiadów, w których Twardoch próbuje wyjaśnić dziennikarce bądź dziennikarzowi ze stolicy, jak to jest być Twardochem. To pewien rytuał, który się powtarza przy każdej kolejnej książce autora od czasów „Morfiny” (2012): zaciekawieni przedstawiciele liberalnych mediów przeprowadzają sondującą rozmowę z groźnym i chmurnym Twardochem, jakby sprawdzali, czy już się w wystarczającym stopniu ucywilizował, czy może jednak jeszcze nie.
„Do Rzeczy” z kolei zamieściło komiczny artykuł autorstwa Krzysztofa Masłonia, zatytułowany „Szczepan Twardoch – nawrócony na ideologię LGBT”. Poszło o zdjęcie z komentarzem zamieszczone przez Twardocha w mediach społecznościowych. Na tym zdjęciu, zrobionym podczas antyhomofobicznej demonstracji, jest sam Twardoch, jego przyjaciel, także pisarz, Łukasz Orbitowski, oraz lewicowa posłanka Daria Gosek-Popiołek. „Proszę już nie mówić, że pan Ziobro ma zero sukcesów – napisał Twardoch. – Oto na tym zdjęciu, na spontanicznej, krakowskiej manifestacji przeciwko systemowej homofobii najlepszą polską panią posłankę Darię Gosek-Popiołek flankuje dwóch chłopów, którzy nigdy nie chodzą na żadne manifestacje, bo mają ku temu swoje powody, tak ich życie nauczyło. A teraz poszli. Jak to nie sukces, to już nie wiem”. Masłoniowi bardzo się obecny Twardoch nie podoba, miesza go więc z błotem, demaskuje z właściwym sobie bezpieczniackim wdziękiem, a także oskarża o sprzedajność i koniunkturalizm. Oczywiście gdzieś w tle kryje się tu założenie, że skoro istnieje jakiś obecny, „nawrócony”, przekręcony i zepsuty Twardoch, to kiedyś istniał Twardoch inny, prawdziwy.
W Polsce literaci rzadko trafiają na okładki gazet i tygodników – chyba że umrą albo dostaną Nobla. A Twardoch, żywy i na razie bez Nobla, trafił aż na dwie. I to nie pierwszy raz. To fenomen godny przynajmniej próby wyjaśnienia. Trafił, bo jest dobrym pisarzem? Owszem, jest dobrym, utalentowanym, efektownym, bestsellerowym, ale to nie wystarczy, by w Polsce wylądować, nawet chwilowo, w centrum medialnej uwagi.
Reklama

Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP