ikona lupy />
Halszka Witkowska suicydolog, członek Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego, doktorantka na Wydziale „Artes Liberales”, w swojej pracy badawczej skupia się na problematyce wizerunku samobójcy we współczesnej kulturze i na listach pożegnalnych. Od 2016 r. prowadzi zajęcia na Wydziale „Artes Liberales” UW dotyczące autodestrukcji we współczesnej kulturze i wprowadzenia do suicydologii. Pomysłodawca i koordynator kampanii społecznej „Życie warte jest rozmowy” fot. mat. prasowe / Dziennik Gazeta Prawna
Coraz więcej mówi się w Polsce o problemie samobójstw nastolatków i dzieci. Temat na dobre pojawił się w przestrzeni publicznej, gdy media opisały Niebieskiego Wieloryba, grę, która miała rozregulować psychikę małych graczy.
Ów wieloryb to nic innego, jak creepypasta – fikcyjna historia, rozpowszechniana za pomocą internetu. Zanim pojawił się internet, mieliśmy legendy miejskie, jak ta o czarnej wołdze, która porywała dzieci. Opowieści na jej temat były przekazywane z ust do ust. Teraz mamy inne strachy, np. Slender Mana. Ten stwór – mimo że istniejący wyłącznie w sieci – ma także porywać dzieci. Te, które bez pozwolenia rodziców weszły do lasu. Wracając do wieloryba, okazało się, że był on wymysłem rosyjskiej dziennikarki. Co się stało, gdy opowieść o nim poszła w świat? To, co często dzieje się z plotkami – zaczął żyć własnym życiem. Choć pierwotnie wcale nie było takiej gry, dzieciaki w nią uwierzyły i zainspirowały się przekazem o niej. Zaczęły w sieci rzucać sobie nawzajem wyzwania – po angielsku challenges. Część z nich była naprawdę przerażająca i mogła faktycznie prowadzić do pojawienia się u uczestników stanów presuicydalnych (stan poprzedzający podjęcie próby samobójczej): „Wstań o trzeciej rano, słuchaj takich, a takich utworów, nie wolno ci zasnąć. Weź żyletkę i wytnij sobie kształt wieloryba na przedramieniu. Z nikim o tym nie rozmawiaj”. Uczucie podenerwowania, zmęczenie związane z brakiem snu, nieustanna presja i już mamy potencjalną ofiarę.
Oprócz fejkowego wieloryba były całkiem realne aplikacje sieciowe mające siać strach, np. Ognista Wróżka przeznaczona dla grupy 7–10-latków czy ostatnio Momo – postać pół kobiety, pół ptaka, która wysyła SMS-y z groźbami poprzez aplikację WhatsApp, boją się nawet starsze nastolatki. Równie przerażające jak te pomysły są komentarze pojawiające się w sieci pod informacjami, że jakiś dzieciak targnął się na swoje życie. Samobójca nie jest ofiarą godną współczucia, ale frajerem, kimś, z kogo można się pośmiać.
Reklama
Pewnie mówi pani o Kacprze, 14-latku zaszczutym przez rówieśników z powodu jego domniemanej odmienności seksualnej. To rzeczywiście było straszne, zarówno śmierć tego chłopca, jak i reakcje w sieci na nią. Hasztagi typu #dobrzezesiezabiles. Pokazują one naszą niemoc, to, jak bardzo młodzi ludzie są samotni w sieci i w realu. Tragedie przeżywają w sposób wyuczony w toku oglądania niemądrych aplikacji. Taka impresja: mamy w popkulturze fazy na superbohaterów. Jak pojawiła się saga „Zmierzch” (amerykańska seria powieści opowiadająca o wampirach – red.), to wszyscy chcieli być wilkołakami bądź wampirami. Teraz mamy samobójczynię Hannah i serial „13 powodów”. Jako rodzice czy pedagodzy powinniśmy śledzić te „trendy”.