- Absurdalnych prac domowych, nadmiernie obciążających uczniów, nie powinno być. Zastanowiłabym się w konsultacji z ekspertami i dydaktykami, jak te prace domowe drastycznie ograniczyć. W klasach 1-3 w ogóle nie oceniałabym prac domowych – powiedziała w TVN24 minister Barbara Nowacka. Obok zmniejszenia wymiaru lekcji religii to jeden z pierwszych poruszanych przez nią tematów. Zresztą kwestia prac domowych pojawiała się też w kampanii wyborczej polityków koalicji.

Czy likwidacja prac domowych to dobry pomysł?

Z wielu powodów nie jest to dobra droga. Po pierwsze, ministra edukacji w koalicji, która szła do wyborów z hasłami choćby prowadzenia szerokiego dialogu społecznego, nie może teraz odgórnie urządzać szkół – te przez osiem lat rządów PiS narzekały na postępującą centralizację, która objawiała się np. zwiększaniem wpływu kuratorów na szkolną rzeczywistość. Czym innym, niż kolejnym krokiem na tej drodze, byłoby nakazywanie nauczycielom, jak mają uczyć?

Reklama

Zwłaszcza, że - jak pokazują naukowe metaanalizy - praca domowa generalnie ma pozytywny wpływ na umiejętności uczniów. Sprawdza się tam, gdzie jest traktowana jako powtórka tego, czego wcześniej uczono na lekcjach, sprawdzenie i ocena postępów ucznia. Jak we wszystkim ważny jest jednak umiar. Jak pokazały analizy Instytutu Badań Edukacyjnych, wcale nie chodzi o to, by uczniowie odrabiali jak najwięcej zadań. Wręcz przeciwnie - im więcej czasu dzieci poświęcają na odrabianie lekcji, tym mniejszy jest przyrost ich wiedzy w zakresie umiejętności matematycznych, pisania i czytania.

Choć tę analizę prowadzono 8 lat temu, warto do niej wrócić. Pokazała bowiem, że uczniowie i nauczyciele kompletnie inaczej oceniają czas, który młodzieży zajmuje odrabianie prac. Tylko 17 proc. polonistów i 11 proc. matematyków uważało wtedy, że uczniowie potrzebują godziny dziennie, by odrobić zadane przez nich lekcje. Dla porównania odsetek uczniów deklarujących, że spędzają nad książkami właśnie ponad godzinę, był dwukrotnie większy. To oznacza, że pedagodzy często nie doceniają, jaki wysiłek muszą włożyć uczniowie w naukę. Nic dziwnego, że co szósty gimnazjalista zadeklarował w badaniach, że spisuje rozwiązania zadań z matematyki.

Jak zmniejszyć zmęczenie uczniów

Żeby więc rozwiązać problem przemęczonych uczniów, nie wystarczy zarządzić, by prac domowych nie zadawano. Po pierwsze należy pracować z samymi nauczycielami – to oni znają przecież uczniów i wiedzą, jakie zadania będą dla ich uczniów najbardziej rozwijające. Praca domowa powinna znajdować się wśród narzędzi, które nauczyciel ma do dyspozycji.

Ważna jest też taka organizacja pracy szkoły, by uczeń mógł w niej poradzić sobie ze wszystkimi zadaniami – na przykład pod opieką nauczyciela świetlicy. Tymczasem w podstawówkach przepełnionych po reformie Anny Zalewskiej i kumulacji roczników trudno o komfortowe warunki. Zwłaszcza tam, gdzie nauka odbywa się na dwie zmiany. Jeśli minister chce uczniom naprawdę pomóc, powinna zadbać o warunki, w których nie wynoszą indywidualnych zadań z budynku szkoły.

Jest jeszcze jeden problem, którego moim zdaniem nie doceniają politycy. Czas, który uczniowie mają do zagospodarowania w ciągu dnia, jest wypełniony nie tylko przez szkołę, ale też podkradany przez nowoczesne platformy technologiczne. Warto byłoby dowiedzieć się, czy uczniowie, którzy narzekają na wieczne zmęczenie, nie spędzają zbyt wiele czasu w mediach społecznościowych. Z badań „Nastolatki 3.0.”, realizowanych przez NASK pomiędzy październikiem a listopadem 2022 roku, wynika, że nastolatki korzystają z internetu średnio 5 godzin i 36 minut w dni powszednie. W weekendy – 6 godzin i 16 minut. Z roku na rok ten czas się wydłuża, w poprzedniej edycji badania, w 2020, średni czas bycia online wynosił 4 godziny 50 minut dziennie. Czy odpowiedzią resortu edukacji będzie więcej ekranów?

Problemów, którymi w ramach kształtowania polityki publicznej powinna zająć się ministra edukacji, jest więc bardzo dużo. I choć praca domowa brzmi dla wszystkich chwytliwie i zrozumiale, od ministra warto oczekiwać odrobienia swojej – czyli analizy systemowych problemów, a nie efektownych, lecz mało znaczących artefaktów.