Muzycy disco polo to „ludzie z sąsiedztwa”. Gwiazdorzy, ale tacy, którzy zagrają i na wielkiej scenie, i na święcie kartofla. Kto ma takie rozeznanie wśród polskiego społeczeństwa jak oni? Nikt
ikona lupy />
DGP
Dlaczego tak wielu z nas nienawidzi disco polo?
Najpierw trzeba zdefiniować „nas”. Jak pokazały badania CBOS z sierpnia 2018 r., muzykę disco polo lubi dwie trzecie ankietowanych. Ta nienawiść, o którą pani pyta, widoczna jest przede wszystkim w niektórych mediach i w internecie. Wydaje mi się, że wynika ona z charakteru naszego społeczeństwa i naszych aspiracji. Mamy duże ciśnienie, by udawać, że nie ciągnie nas do kultury niższej. Nie ma społecznego przyzwolenia, by przyznać, że uwielbiamy do piosenek disco polo tańczyć i że nucimy je pod prysznicem. Boimy się, że ktoś uzna nas za gorszych, mniej wyrobionych kulturalnie.
Ta krytyka sprawia, że ukrywamy własne sympatie?
Reklama
Tak, bo ona często przeradza się wręcz w hejt. Wzmacnia to przekaz z debaty publicznej, którą kształtują krytycy i publicyści. Odnoszę wrażenie, że oni często nie wychodzą poza własne doświadczenia oraz nie próbują zrozumieć tego zjawiska. Za to kładą nacisk, by narcystycznie pokazywać, że są lepsi od innych.
Tytuł pani książki to „Polski bajer”. Co to oznacza?
ikona lupy />
Monika Borys kulturoznawczyni, dziennikarka. Absolwentka Uniwersytetu w Białymstoku i Uniwersytetu Jagiellońskiego, doktorantka w Instytucie Kultury Polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Publikowała m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Praktyce Teoretycznej”, „Widoku. Teoriach i Praktykach Kultury Wizualnej” i „Dwutygodniku”. Pochodzi z Podlasia, mieszka w Warszawie fot. Dawid Nickel/mat. prasowe / DGP
Szukałam określenia z obszaru disco polo, które opisze strategię discopolowców – sposób ich zachowania i działania. Chciałam też, by oddawało sposób, w jaki – w pewnej mierze – disco polo promieniuje na inne strefy naszego życia. Zainspirowała mnie nazwa zespołu Bayer Full, w której litera „j” zamieniona jest na „y”. To typowy zabieg. Wykonawcy, chcąc być bardziej zachodni, podkreślają swoją „amerykańskość”. Ten „bajer” jest grą, ma zaczarować otoczenie, działać jak zaklęcie, które pozwali przeobrazić się w kogoś innego. Ważny jest tu też kontekst historyczny. Popularność disco polo wybuchła w latach 90., kiedy z jednej strony panowała euforia wolności, a z drugiej życie wciąż było zgrzebne i siermiężne. Ludzie z trudem dostosowywali się do nowych warunków. „Bajer” polegał na tym, że muzycy disco polo, mimo że nie mieli narzędzi do robienia dobrej, profesjonalnej muzyki, byli pewni siebie, szczerzy, tworzyli przerysowane, czasem niedorobione, kiczowate formy, które jednak porywały tłumy.
„My po prostu jesteśmy społeczeństwo, które nazywa się disco polo” – tak powiedziała w latach 90. aktorka Małgorzata Potocka. Tacy właśnie jesteśmy?
Tak. Zresztą to zdanie było dla mnie jedną z inspiracji do napisania tej książki. Podoba mi się, że ono sugeruje, że disco polo to nie tylko muzyka, że być może te piosenki mówią nam, jak działa polskie społeczeństwo w momencie zmiany, w czasie przemiany ustrojowej.
Co sprawiło, że ta muzyka stała się tak popularna?
Na szerokie wody wypłynęła dzięki transformacji gospodarczej. Muzycy zyskali dostęp do tanich instrumentów, pojawił się piracki rynek, a przede wszystkim prywatni przedsiębiorcy, którzy mogli pozwolić sobie na wydawanie kaset zespołów grających na festynach, weselach czy wiejskich dyskotekach. Muzycy z małych miejscowości, którzy nigdy nie marzyli o tym, aby wystąpić na wielkiej scenie, nagle tę możliwość dostali. Niektórzy z nich trafili na sławetny koncert, który w 1992 r. odbył się w Sali Kongresowej w Pałacu Kultury i był emitowany w TVP2. Być może ta promocja, inwestowanie w tę muzykę, wydawało się dzikie i szalone, ale pewne mechanizmy marketingowe sprawiły, że się udało. Podobnie jak piosenka weselna, kolonijna, biesiadna, disco polo miało określoną funkcję. Ona nie pasowała do głównego nurtu, aprobowanego przez ludzi kultury, którzy niejako kształtowali gusta, ale mimo ich niechęci zataczała coraz szersze kręgi.