W „West Side Story” (1961) główną rolę gra Kalifornijka Natalie Wood, która wciela się w Portorykankę Marię – jest pomalowana bronzerem, podobnie jak reszta obsady odgrywająca Latynosów. W „Śniadaniu u Tiffany’ego” (1961) Nowojorczyk Mickey Rooney gra postać Azjaty, mając sztuczne zęby i mrużąc oczy, żeby były skośne. Dziś takie praktyki są uznawane za rasistowskie. Z kolei „Gorączka sobotniej nocy” (1977), ogromny hit ery disco, jest przez część widzów odbierana jako opowieść o grupie gwałcicieli. Innych z kolei szokuje Sean Connery jako James Bond, klepiący kobiety w pośladki lub policzkujący je, gdy zaczynają „histeryzować”.
Wielu twórców krytycznie ocenia swoje dawne decyzje artystyczne. Marta Kauffman, główna producentka serialu „Przyjaciele” (1994–2004), przyznała, że z perspektywy czasu bardzo żałuje rasistowskich i transfobicznych żartów, a także niewłaściwego potraktowania wątku matki Chandlera. Chodzi o postać drag queen, odgrywaną przez Kathleen Turner. Bohaterowie serialu odnosili się do niej z mieszaniną wstydu i zażenowania. „Chciałabym wiedzieć wtedy to, co wiem dziś. Dokonałabym wówczas zupełnie innych decyzji” – powiedziała Kauffman.
Cóż, nie da się cofnąć czasu i wprowadzić zmian, prawda? Nie do końca. Filmowcy coraz chętniej modyfikują dawne dzieła w taki sposób, aby sprostały oczekiwaniom części publiczności: nie stały w sprzeczności z toczącymi się dyskusjami dotyczącymi np. płci czy rasy albo nie gloryfikowały skompromitowanych później osób. Część odbiorców krytykuje ingerowanie w treść starszych filmów, mówiąc wprost, że to cenzura. Inni uważają, że to pewien rodzaj polemiki z dawnymi dziełami. W przypadku gier komputerowych wprowadzanie poprawek stało się już wręcz standardem: przepisuje się wątki, podmienia głosy bohaterów i wymienia modele postaci. Po co? Aby uciszyć głosy niezadowolonych internautów albo podreperować wizerunek firmy.

Treść całego artykułu można przeczytać w środowym, weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej oraz w eDGP.

Reklama