Szef resortu zdrowia Adam Niedzielski poinformował w środę, że od 20 marca do 9 kwietnia w całym kraju zamknięte zostaną hotele, ograniczona działalność galerii handlowych, zamknięte będą kina, teatry, baseny i obiekty sportowe, a uczniowie klas I-III szkół podstawowych wrócą do nauki zdalnej.

Decyzję ta zdaniem prof. Kuchara jest wyrazem desperacji, a nie najlepszym sposobem radzenia sobie z epidemią.

"Nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody, a my wchodzimy trzeci raz. Moim zdaniem nie tędy droga. Trzeba te działania jeszcze raz przemyśleć. Jaki sens ma bowiem np. zamknięcie muzeów? Czy wiadomo, że ktoś tam się zakaził? Mamy jakieś dane w tym zakresie? Walka z epidemią musi być celowana podobnie jak z pożarem. Widzimy już bardzo wyraźne, że tak proste instrumenty jak lockdown po prostu nie działają tak, jakbyśmy chcieli. Musimy identyfikować realne miejsca transmisji i w nich starać się zatrzymać szerzenie koronawirusa. Złym sposobem jest zamykanie wszystkiego, bo to zła, kosztowna i co najważniejsze nieskuteczna metoda" – podkreślił prof. Kuchar.

Dlaczego nieskuteczna? Gdyż, zdaniem eksperta, nieakceptowana społecznie.

Reklama

"Ograniczenia będą wtedy skuteczne, gdy ludzie będą ich sami przestrzegali, a nie da się wszystkich kontrolować" – powiedział.

Zdaniem prof. Kuchara, gdyby lockdown w takiej formie jak ten obecnie wprowadzany rzeczywiście działał, to ten jesienny spowodowałby głęboki spadek liczby zakażeń, do kilkudziesięciu czy maksymalnie kilkuset.

"Czy tak się stało? Nie, ponieważ nadal nie wiemy dokładnie, gdzie do tych zakażeń dochodzi. Zamykając wszystko w nadziei, że jakoś to będzie, się tego nie dowiemy" – ocenił ekspert.

Jego zdaniem nie możemy w Polsce bezkrytycznie kopiować rozwiązań z Zachodu na zasadzie, że "bo ktoś tak robi".

"Każdy kraj ma swoją specyfikę. Każde środowisko lokalne ma swoje indywidualne warunki. Jak można wprowadzać te same restrykcje w Warszawie i na wsi na Mazurach? Jak można w ten sam sposób traktować hotel na 3000 osób i agroturystykę dla jednej – dwóch rodzin? Zamykamy jedno i drugie tylko po to, aby było sprawiedliwie? Proste narzędzie jest łatwe do zastosowania, ale wcale nie jest najlepsze" – dodał.

Lekarz podał przykład ze swojego szpitala. Tam zgodnie z aktualnymi przepisami zamknięto przestronną jadłodajnię, "aby nie szerzył się wirus". To spowodowało, że pracownicy jedzą w tłoku w ciasnych, niewietrzonych pokojach socjalnych, co pogorszyło warunki epidemiczne. "Zamienił stryjek siekierkę na kijek. Czy nie można było tego lepiej rozwiązać?" – zapytał.

"W moim przekonaniu lockdown to pójście po linii najmniejszego oporu. Aby wyciąć guza trzeba działać niezwykle precyzyjnie, maksymalnie oszczędzać zdrowe tkanki, a nie uciąć obie kończyny" – dodał.

Zaapelował do osób mających wpływ na podejmowanie decyzji, aby jeszcze raz zastanowić się i nie stosować najbardziej atomowej opcji, niezwykle kosztownej.

"Trzeba zrobić wszystko, by prowadzić bardziej przemyślaną i precyzyjną, celowaną walką z koronawirusem. Takie jest moje zdanie" – podkreślił ekspert.