Ze Sławomirem Gadomskim rozmawia Klara Klinger
Przez rok przygotowywał pan wielką reformę szpitali. Projekt jest, ale przed nim najgorsze: przejście przez Sejm, obrona przed krytyką. Może robić to tylko osoba, która projekt zna i wierzy w reformę. A pan z końcem stycznia odchodzi z ministerstwa.
Odchodzę, ale zostawiam zmotywowany zespół pracowników Ministerstwa Zdrowia, którzy byli zaangażowani w ten projekt. Pozostaję też do dyspozycji ministra Niedzielskiego i będę wspierał reformę w dalszych pracach, również w parlamencie, jeżeli będzie taka potrzeba.
Kto dopilnuje tego, by w Sejmie nie dopisano do projektu niczego, co wypaczy jego sens?
Reklama
Ja - będę obserwował i bacznie czuwał, skoro będę miał więcej czasu. A tak całkiem serio - to trudna reforma wrażliwego obszaru. Z jednej strony przestrzegam przed pochopnymi próbami zmian, z drugiej liczę na konstruktywną krytykę i jeżeli będzie trzeba - wypracowanie kompromisów.
To już któraś z rzędu reforma szpitali. Pięć lat temu ówczesny minister zdrowia zapowiadał, że dzięki wprowadzeniu sieci szpitali chorzy nie będą czekać w kolejkach, a placówki pozbędą się długów i…
Nie zadziałało.
No właśnie. Nie pierwszy raz. W poprzedniej reformie dosypano szpitalom kupę pieniędzy. Na chwilę pomogło, teraz znów placówki są zadłużone.
To dlatego, że żadna reforma nie zmieniła strukturalnie systemu. To prawda, że w ostatnich kilku latach borykamy się z tymi samymi problemami. W 2005 r. do systemu dosypano ogromne pieniądze, bo wtedy sytuacja szpitali była katastrofalna. Zadłużenie wymagalne - czyli to, co musiały one zapłacić natychmiast - wynosiło 4,5 mld zł, czyli dwa razy więcej niż dziś - i to nominalnie. A patrząc w relacji do wysokości finansowania szpitali, kwota zadłużenia była wówczas jeszcze wyższa.
I co?
Uzdrowiono sytuację na chwilę, szpitale zrolowały długi.
A potem one znowu wzrosły?
Bo zabrakło podejścia systemowego. Nie było żadnej instytucji, która wzięłaby odpowiedzialność za zmiany. Zabrakło też rozwiązań naprawczo-rozwojowych.
Pan też planuje głównie dosypywać pieniądze i oddłużać szpitale. Proszę podać trzy argumenty, że taka zmiana coś wniesie.
Po raz pierwszy tworzymy instytucję, która będzie odpowiedzialna wyłącznie za nadzór nad rynkiem szpitalnym. Wprowadzamy obowiązek monitorowania postępów szpitali w oddłużaniu, powiążemy je z konkretnymi wskaźnikami. To ma być gwarancja, że pieniądze, które dosypujemy, tym razem się nie zmarnują.
W uzasadnieniu projektu jest napisane, że sukcesem będzie zmniejszenie liczby zadłużonych szpitali. Gdyby poprzednie reformy oceniać według takiego kryterium, to trzeba by uznać je za udane.
Ale placówki będą musiały teraz podjąć działania naprawcze, żeby poprawić stan swoich finansów. Wiemy, że mamy szpitale źle zarządzane, gdzie nie robi się nic, by uzdrowić sytuację. I to chcemy zmienić - wdrożyć tam plany naprawcze, a także docelowo sprofesjonalizować kadrę kierowniczą. Tylko jeśli szpitale to zrobią, dostaną pieniądze. Zmniejszenie długów będzie więc z automatu oznaczało, że placówka jest lepiej zarządzana.
Dobra sytuacja finansowa placówki jest niekoniecznie tym samym, co dobra sytuacja pacjenta. Bywa wręcz, że pojawia się konflikt interesów między lepszymi wynikami finansowymi szpitala a dobrem chorego, który jest przecież kosztem.
Jak szpital ma dobrą sytuację, to może sobie pozwolić na inwestycje i innowacje, wprowadzanie nowych technologii. Ale oczywiście zgadzam się, nie powinniśmy patrzeć wyłącznie na aspekt finansowy. Ustawa, jaką zaproponowaliśmy, jest elementem większej układanki związanej z wcześniejszymi zmianami: ustawy dotyczącej planowania potrzeb w ochronie zdrowia, o jakości czy o krajowej sieci onkologicznej, która ma na nowo budować jakość w onkologii. Reforma, o której mówimy, ma przede wszystkim uzdrowić sytuację finansową.
Czy to nie jest powtarzanie błędów poprzedników? Znowu reforma obejmie tylko jeden wycinek: finansowy. Nie jest bezpośrednio powiązana z wcześniejszymi ustawami.
W pierwszej kolejności musimy skupić się na sytuacji finansowej, później największy akcent położymy na aspekty jakościowe. Można było uzależnić wskaźniki finansowe od jakości w jednej ustawie. Podała pani przykład szpitala, który ma pieniądze. Ale jak zainwestuje w maszynę do wybielania zębów i będzie świetnie na tym zarabiać, bo NFZ doskonale takie świadczenie wyceni, to nie pomoże choremu potrzebującemu opieki geriatrycznej. Dlatego nową ustawę trzeba traktować jako element całościowych zmian w systemie zdrowotnym. Mamy system IOWISZ (Instrument Oceny Wniosków Inwestycyjnych w Sektorze Zdrowia), który ma weryfikować, czy na pewno dana inwestycja szpitala jest potrzebna pacjentom. I w razie czego ją blokować.
Współpraca Anna Ochremiak