Tak brzmi ich oficjalna nazwa – zaniedbywane choroby tropikalne (ang. neglected tropical diseases). Dotykają ponad miliarda osób na całym świecie, zostały jednak pominięte przez globalne programy zdrowotne. Chorują na nie ludzie żyjący w ubogich społecznościach. Wywoływane są przez bakterie, wirusy, grzyby, pasożyty i toksyny. Z tymi diagnozami – słoniowacizna, jaglica, ślepota rzeczna i in. (jest ich ok. 20) raczej nie wyjdziemy z gabinetów lekarskich w Polsce. Co innego, gdybyśmy byli obywatelami Republiki Vanuatu (Oceania), Malawi (Afryka Wschodnia) czy Ugandy (Afryka Wschodnia).

Można ogłosić sukces

Według najnowszego raportu Światowej Organizacji Zdrowia w 2022 roku Demokratycznej Republice Konga udało się wyeliminować pasożytniczą drakunkulozę (guinea warm disease) wywoływaną przez nitkowca podskórnego. Togo, Malawi, Arabia Saudyjska i Vanuatu pozbyły się zakaźnej, bakteryjnej choroby oczu – jaglicy. Uganda i Gwinea Równikowa wygrały z trypanosomatozą – jest to śpiączka o podłożu pasożytniczym.

Reklama

Co istotne – raport WHO powstał dwa lata po ogłoszeniu planu opanowania lub całkowitej eliminacji chorób NTD do 2030 roku. Wygląda więc na to, że można już okrzyknąć pierwsze sukcesy. W sumie 50 krajom udało się wyeliminować przynajmniej jedną zaniedbaną chorobę tropikalną od lat 90.

Mycie rąk i chemioterapia zapobiegawcza

Specjaliści zwracają uwagę, że do eliminacji chorób przyczyniają się m.in. programy masowego leczenia oraz działania edukacyjne w kwestii higieny, a szczególnie – mycia rąk. Nie bez znaczenia był w tym przypadku globalny nacisk na mycie rąk, związany z pandemią COVID-19. Z drugiej strony – koronawirus, oprócz niespodziewanego wsparcia w walce z NTD, był też przyczyną jej spowolnienia. A to z powodu przerwanych łańcuchów dostaw, które wywołały problemy z dostępnością artykułów higienicznych. Trudniejszy był także dostęp do placówek ochrony zdrowia, a działania interwencyjne – ograniczone.

Ze słoniowacizną, jaglicą czy ślepotą rzeczną pomogła walczyć chemioterapia zapobiegawcza. Leki podawane były w regularnych odstępach czasu określonym grupom, co pomogło powstrzymać rozprzestrzenianie się infekcji.

Myśleć innowacyjnie

W ostatniej dekadzie liczba osób potrzebujących interwencji lekarskiej z powodu NTD spadła o 25 proc. Specjaliści są jednak zgodni – żeby pozbyć się ich zupełnie (czyli wyeliminować lub doprowadzić do sytuacji, w której nie będą się już kwalifikowały jako „problem zdrowia publicznego”), potrzebne są nakłady finansowe.

Wspominają też o zabezpieczeniu się na wypadek sytuacji, gdyby podobne zjawiska jak pandemia koronawirusa, które utrudniają tę walkę, miały znowu się pojawić. „Musimy myśleć i być innowacyjni” – powiedział Shaden Kamhawi, specjalizujący się w leiszmaniozie w amerykańskim Narodowym Instytucie Alergii i Chorób Zakaźnych w Rockville w stanie Maryland.