Badaniom przeprowadzonym przez naukowców w Arizonie przyjrzała się Polly Foreman z portalu „Plant Based News”.

Przez żołądek do odbytu, przez odbyt do pęcherza

W małym miasteczku w Arizonie o nazwie Flagstaff jest szpital. To właśnie w nim zakotwiczyli naukowcy na cały rok, z zamiarem przyjrzenia się banalnej, ale niezwykle upierdliwej (kto doświadczył, ten wie, kto nie doświadczył, niech się cieszy) dolegliwości – infekcji dróg moczowych. Odkryli, że za 8 proc. wszystkich przypadków odpowiedzialna jest bohaterka tego artykułu, czyli bakteria FZEC. Znaleźli ją też w sprzedawanym lokalnie mięsie wieprzowym, indyczym i kurzym. Oszacowali, że w skali całego kraju FZEC może być odpowiedzialna za 480-640 tys. zakażeń w ciągu roku. Łączna liczba diagnozowanych w USA infekcji dróg moczowych wynosi ok. 8 mln rocznie.

Reklama

Na pytanie, jakim cudem FZEC, która dostała się do ludzkiego układu pokarmowego, atakuje ni stąd, ni zowąd pęcherz moczowy, odpowiedział jeden z autorów badania, specjalizujący się w zagadnieniu odporności bakterii na antybiotyki Lance Price z Uniwersytetu Waszyngtońskiego. Otóż, skoro bakteria trafiła do naszych jelit, żołądka itd., to prędzej czy później znajdzie się w okolicach odbytu. A stąd, zwłaszcza w przypadku kobiet, droga do cewki moczowej jest już bardzo krótka.

Czemu antybiotyk może nie zadziałać

Według Price’a istnieje wyraźny związek między spożywaniem mięsa a prawdopodobieństwem doznania tej przykrej infekcji. Jest on jednak mało intuicyjny, ponieważ czas pomiędzy spożyciem zakażonego produktu a chorobą układu moczowego jest dłuższy, niż ma to miejsce w przypadku choćby dolegliwości żołądkowych.

Jak już zostało wspomniane, na infekcje dróg moczowych częściej zapadają kobiety niż mężczyźni. Nie są to zagrażające życiu schorzenia, choć potrafią być piekielnie bolesne. Ponadto nie należy ich lekceważyć, ponieważ jeśli wywołujące je bakterie trafią do nerek, to wkrótce znajdą się również w krwiobiegu. W USA z powodu tego rodzaju zakażenia krwi umiera rocznie 36-40 tys. osób.

Inny problem, na który wskazuje Price, związany jest z antybiotyoodpornością bakterii, za którą stoi m.in. hodowla przemysłowa zwierząt. Upychane w ciasnej przestrzeni istoty są bardzo podatne na wszelkiego rodzaju choroby, dlatego, aby im zapobiec, faszeruje się je antybiotykami (według różnych szacunków nawet 50 proc. światowej produkcji antybiotyków służy właśnie tym celom). Zjadając ich mięso, przy okazji karmimy się tymi specyfikami. W momencie, kiedy naprawdę potrzebujemy antybiotyków, bo np. złapała nas infekcja dróg moczowych, okazują się one nieskuteczne.