Preparaty te stosowane są w przypadku, kiedy otyłość jest skutkiem zaburzeń apetytu. W badaniach klinicznych pierwszy z nich pozwolił jednej trzeciej biorących udział zrzucić przynajmniej 20 proc. masy ciała. Ten drugi osiągnął podobne wyniki u ponad połowy. Nie ulega wątpliwości, że to przełom w walce z otyłością. O tym, komu te leki pomogą, dla witryny „Nature” pisze Mariana Lenharo.
Głodny mózg, jelita czy emocje?
Jak działają te preparaty? Mówiąc najkrócej – regulują apetyt. Naśladują one hormon (konkretnie: peptyd glukagonopodobny 1), związany z tą właśnie funkcją. Semaglutyd został w 2021 roku oficjalnie zatwierdzony przez amerykańską Agencję ds. Żywności i Leków jako remedium na otyłość. Tirzepatyd funkcjonuje jako lek na cukrzycę typu 2, ale w praktyce jest stosowany u pacjentów i pacjentek cierpiących na otyłość. W Polsce oba leki funkcjonują jako preparaty na cukrzycę.
Skoro oba preparaty są tak skuteczne w walce z chorobą, to dlaczego nadzieję na wyleczenie może mieć, zakładając optymistycznie, tylko co drugi pacjent lub pacjentka? Ekspertki i eksperci tłumaczą: wszystko zależy od przyczyny dolegliwości. Żeby odpowiedzieć na pytanie, komu leki pomogą, a komu nie, podzielili powody zaburzeń apetytu na cztery grupy.
Pierwsza z nich to „głodny mózg”. Mówimy tak w przypadku, kiedy dana osoba musi zjeść więcej, żeby osiągnąć uczucie sytości. Druga to „głodne jelita”. Tak badaczki i badacze nazwali tę sytuację, kiedy człowiek zjada posiłek standardowej wielkości, ale bardzo szybko zaczyna znowu odczuwać głód. Trzecia kategoria to „głodne emocje” – mówimy o nich w przypadku, kiedy danej osobie jedzenie służy do regulowania nastroju. Czwarta grupa, „wolne spalanie”, dotyczy tych chorych, którzy mają spowolniony metabolizm.
Nie to że dużo, ale za to często
Wyżej opisany podział przyczyn zaburzeń apetytu wprowadził specjalista ds. otyłości z Mayo Clinic w Rochester (Minnesota) Andres Acosta. Z obserwacji jego zespołu wynika, że pacjentki i pacjenci, którzy najlepiej reagują na leczenie semaglutydem czy tirzepatydem, to ci, u których przyczyną otyłości są „głodne jelita”. Mówiąc obiegowym językiem – leki najbardziej służą ludziom, którzy mają tendencję do podjadania pomiędzy posiłkami. Badacze i badaczki mają swoją hipotezę na ten temat – są przekonani, że osoby o „głodnych jelitach” mają zaniżony poziom peptydu glukagonopodobnego 1 i dlatego tak dobrze reagują na leczenie środkami, które go naśladują.
Zainspirowany tymi obserwacjami zespół badawczy z Mayo Clinic przebadał pod tym kątem lek starszej generacji, liraglutyd, który także naśladuje wspomniany hormon. Badania potwierdziły obserwację – chorzy z „głodnymi jelitami” na tle ogólnej populacji ludzi z otyłością reagowali na ten preparat dużo lepiej.
Badania zespołu Acosty zgadzają się z obserwacjami innych specjalistów i specjalistek obesitologii. Endokrynolożka Beverly Tchang z Weill Cornell Medicine w Nowym Jorku przyznaje, że stosowanie leków naśladujących peptyd glukagonopodobny 1 najlepiej sprawdza się w przypadku osób, które mają skłonność do podjadania pomiędzy posiłkami.
„Słaby charakter” to kiepska nazwa na przyczynę schorzenia
Słynne podjadanie pomiędzy posiłkami może mieć swoją przyczynę nie, jak obiegowa opinia głosi, w „słabości charakteru”, ale w zaburzeniach hormonalnych. To kojąca wiadomość dla tej części osób zmagających się z otyłością, które obserwują u siebie skłonność do takiego zachowania (a u osób ze swojego otoczenia – skłonność do wystawiania łatwych ocen).
Jeszcze nie ma pewności, czy leczenie preparatami naśladującymi peptyd glukagonopodobny 1 oznacza dla pacjentów i pacjentek związanie się z nimi już na całe życie. Dotychczasowe badania kliniczne wykazały, że osoby, które odstawiły leki po dwudziestu tygodniach ich stosowania, powróciły do swojej dawnej wagi. Acosta komentuje, że konsensus naukowy w kwestii otyłości klasyfikuje ją jako chorobę przewlekłą, co z pewnością zakłada dłuższą terapię.
Jest pewne ryzyko związane ze stosowaniem wyżej opisanych preparatów – pacjenci i pacjentki mogą być narażone na zbyt dużą utratę masy ciała. Chudnięcie oznacza nie tylko utratę tkanki tłuszczowej, ale też mięśniowej, a to z kolei może prowadzić do chorób sercowo-naczyniowych. Szczególnie narażone są na te efekty osoby starsze oraz te, u których już zdiagnozowano problemy tego typu. To właśnie u nich może wystąpić coś, co specjaliści nazywają „paradoksem otyłości” – korelacją pomiędzy chudnięciem a śmiertelnością. Dlatego lekarze i lekarki skłaniają się ku temu, aby stosować te leki na konkretne skutki otyłości – stłuszczenie wątroby, cukrzycę czy bezdech senny. Nie w celu jak największej redukcji masy ciała, która sama w sobie ze zdrowiem ma niewiele wspólnego.
Przygotowując artykuł, posiłkowałam się materiałem opublikowanym na witrynie „Nature”.