Wybrane produkty wytwarzane w kraju lub te produkowane z udziałem polskich substancji będą mogły liczyć na lepsze warunki refundacji. – To krok w dobrą stronę. Jednak w obecnych czasach potrzebny jest nam sprint w kierunku większej suwerenności lekowej Polski i Europy – komentuje Krzysztof Kopeć, prezes zarządu Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego (PZPPF). Tymczasem, jak dodaje, zaproponowano preferencje, które będą mało efektywne.

Jak atak militarny

– Wsparcie powinno dotyczyć wszystkich firm, które mają produkcję leków w Polsce, bo to one będą nam gwarantować bezpieczeństwo w razie kryzysów – uważa Krzysztof Kopeć.

Na ostatniej prostej, bez konsultacji z pacjentami, klinicystami i branżą, pojawił się jednocześnie przepis umożliwiający ministrowi zdrowia objęcie bez wniosku producenta refundacją leku dostępnego bez recepty. To jednak będzie się wiązać z ustaleniem ceny urzędowej, zwykle znacznie niższej niż rynkowa. Skutek? Zmniejszenie rentowności produkcji farmaceutycznej w Polsce. A już dziś, jak dodają specjaliści, ceny regulowane leków w Polsce należą do najniższych w UE.

Reklama

Krajowa produkcja leków w 2022 r. wyniosła 13,5 mld zł wobec 11,1 mld zł w 2019 r. – ostatnim przed pojawieniem się koronawirusa. Szacuje się, że dziś co trzeci sprzedawany w aptekach lek jest wytwarzany przez krajowych producentów. W Niemczech odsetek krajowej produkcji to 70 proc.

– Bezpieczeństwo lekowe Polski nadal jest zagrożone – podkreśla Krzysztof Kopeć. I wyjaśnia źródła problemu: do połowy lat 90. Europa i USA dostarczały 90 proc. stosowanych na świecie substancji do produkcji leków (API). Dziś to nieco ponad 20 proc. Wedle szacunków w przypadku Polski obecnie 80 proc. zapotrzebowania na API zaspokaja Azja.