− Teraz już nie ma innej drogi: albo serce szympansa, albo śmierć – powiedział doktor James Hardy do swoich pięciu współpracowników. Był wieczór, 23 stycznia 1964 r. Hardy i pozostali lekarze zgromadzili się w sali operacyjnej numer 6 szpitala University of Mississippi Medical Center w Jackson. Przed nimi na stole leżał Boyd Rush, 68-letni głuchoniemy tapicer. A raczej leżało jego ciało, bo serce Rusha – odsłonięte w oczekiwaniu na przeszczep – właśnie przestało bić.

Problemy, z jakimi mierzyli się tamtego dnia Hardy i jego zespół, były dwa. Po pierwsze, jeszcze nigdy na świecie nikt nie próbował przeszczepić człowiekowi serca (zakończoną sukcesem transplantację wykona dopiero prawie pięć lat później dr Christiaan Barnard). Po drugie, Hardy nie miał serca, którym mógłby zastąpić niefunkcjonujący narząd pacjenta. A przynajmniej nie miał serca ludzkiego – w sąsiedniej sali, o numerze 5, na identycznym stole operacyjnym leżał bowiem największy szympans, jakim dysponował szpital uniwersytecki w Missisipi. Zwierzę zostało już uśpione.

Hardy był gotowy zaryzykować i spróbować wykonać przeszczep odzwierzęcy. Nie chciał jednak podejmować decyzji sam. – Wiemy, że atakujemy psychologiczną twierdzę, ale nie powinniście poddać tyłów przy pierwszym natarciu – powiedział twardo swoim kolegom. I zarządził głosowanie: próbować czy nie?

CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU MAGAZYNU DGP I NA E-DGP

Reklama