Takie spojrzenie na automatyzację jest sporym uproszczeniem. Po pierwsze, zakłada, że wszyscy pracujący w tym samym zawodzie lub branży są w takim samym stopniu „narażeni” na robotyzację. Po drugie, sugeruje, że wszystkie firmy w równym stopniu i tempie wdrażają technologie. Żadna z tych sugestii nie znajduje potwierdzenia w danych – przedsiębiorstwa decydujące się na automatyzację produkcji różnią się od „przeciętnej” firmy.
Daron Acemoğlu (Massachusetts Institute of Technology), Claire Lelarge (Université Paris Sud) i Pascual Restrepo (Uniwersytet Bostoński) przyjrzeli się doświadczeniom ponad 55 tys. francuskich firm z lat 2010–2015. Okazało się, że tylko ok. 500 z nich, czyli mniej niż 0,01 proc., wprowadziło w tym okresie robotyzację. Te przedsiębiorstwa charakteryzowały się bardzo wysoką sprzedażą i działały w sektorach, w których robotyzacja od dawna jest popularna (np. motoryzacja). Podobne tendencje w Danii zaobserwował Anders Humlum (Uniwersytet w Princeton): firmy korzystające z robotów były o ok. 18 proc. większe od średniej zarówno pod względem zatrudnienia, jak i produkcji.
Oczywiście automatyzacja to nie tylko roboty. To specyficzna i kosztowna technologia, która jest stosowana najczęściej w przetwórstwie przemysłowym. Jednak podobne wzorce inwestycji w nowe technologie zaobserwowano również w Holandii przy użyciu bardziej uniwersalnego miernika. James Bessen (Uniwersytet Bostoński), Maarten Goos (Uniwersytet w Utrechcie), Anna Salomons (Uniwersytet w Utrechcie) i Wiljan van den Berge (holenderskie Centraal Planbureau) wykorzystali to, że holenderskie firmy musiały zgłosić, ile wydały na automatyzację: połowa firm zadeklarowała mniej niż 0,1 proc. całkowitych wydatków, a ponad jedna czwarta – zero.
Reklama
Co się dzieje, gdy firmy inwestują w roboty? Po pierwsze, rośnie zatrudnienie. Ale przypływ nie unosi wszystkich łodzi – ubywa pracowników produkcyjnych, przybywa specjalistów oraz kadry zarządczej. Po drugie, zazwyczaj inne zakłady działające w tej samej branży, które nie myślą o automatyzacji lub ich na to nie stać, notują malejącą sprzedaż, więc są zmuszone do redukcji zatrudnienia. Oczywiście sama korelacja nie oznacza związku przyczynowo-skutkowego. Nie da się wykluczyć, że spodziewając się wzrostu sprzedaży, niektóre firmy zwiększyły nakłady na robotyzację.
A co dzieje się z płacami? W Holandii pracownicy firm, w których rosły wydatki na automatyzację, zarabiali o ok. 8 proc. rocznych dochodów mniej w ciągu następnych pięciu lat po wprowadzeniu zmian. Jednocześnie przeciętne stawki płac nie różniły się od pracowników, których nie dotknęła automatyzacja. Sugeruje to, że strata dochodów wynikała raczej z dłuższych okresów bezrobocia. Straty te częściej dotykały pracowników starszych, którzy mieli dłuższy staż firmie. Również w Danii starsi pracownicy tracą najwięcej. Konsekwencje automatyzacji dla zarobków i zatrudnienia pracowników były również zróżnicowane w zależności od wielkości firmy i sektorów gospodarki.
Chociaż w większości przypadków automatyzacja wydaje się niekorzystna dla pracowników, istnieje kilka pocieszających aspektów. Po pierwsze, w porównaniu z masowymi zwolnieniami, np. z powodu bankructwa, skutki automatyzacji są wyjątkowo łagodne. Po drugie, to, że pracownicy mogą znaleźć nową pracę na podobnych jak poprzednie warunkach finansowych, sugeruje, że możliwe jest zaadaptowanie się do nowych stanowisk. Niezbędne wydaje się jednak zdobywanie nowych umiejętności, co w Europie zazwyczaj wymaga wsparcia państwa. Warto też podkreślić, że Dania i Holandia to kraje o bardzo sprawnie funkcjonującym rynku pracy. W innych gospodarkach okresy bezrobocia będą trwać dłużej, wywierając mocniejszy negatywny wpływ na sytuację finansową pracowników. Ale choć robotyzacja nie przypomina (na razie) niszczącej fali tsunami, to zmiany w funkcjonowaniu rynków pracy będą konieczne. ©℗