Kto zarabia dwa razy więcej niż 10 lat temu? Ręka do góry! Oooo, widzę wielu przedstawicieli sekcji „informacja i komunikacja”, ale też większość „administracji publicznej i obrony narodowej”. Wszystkich biją jednak górnicy z kopalń węgla (zwłaszcza kamiennego) i energetycy.

Wedle wszelkich znaków na niebie i w widełkach Rady Polityki Pieniężnej NBP przeciętne wynagrodzenie (brutto) w gospodarce narodowej w Polsce będzie w 2024 roku dwa razy wyższe niż w 2014 r. Przypomnijmy, jak to wyglądało w kolejnych latach:

  • 2014 – 3 783,46 zł (wtedy równowartość 1208 dolarów lub 905 euro)
  • 2019 – 4 918,17 zł (1280 dolarów lub 1143 euro)
  • 2020 – 5 167,47 zł (1325 dolarów lub 1161 euro)
  • 2021 – 5 662,53 zł (1395 dolarów lub 1230 euro)
  • 2022 – 6 346,15 zł (1442 dolary lub 1353 euro)
  • 2023 – 7 155,48 zł (1818 dolarów lub 1645 euro)

Wynagrodzeniaw sektorze przedsiębiorstw są tradycyjnie sporo wyższe – w całym 2023 r. średnia wyniosła 7 444,39 zł. Dekadę wcześniej było to 3 837,20 zł, a w 2014 r. – 3 980,24 zł. Na początku tego roku w przedsiębiorstwach zatrudniających powyżej 9 osób (a więc poza mikrofirmami) pękła granica 8 tys. zł brutto, będziemy mieli zatem w tym roku ewidentne podwojenie płac nominalnych w dekadę.

Reklama

Warto zauważyć, że przy obecnych kursach walutowych 8 tys. zł to równowartość 2 067 dolarów – po raz pierwszy w historii średnia krajowa w Polsce przebiła ten poziom. W euro też zarabiamy rekordowo dużo: 1 869. Oczywiście, trzeba pamiętać, że za sprawą inflacji siła nabywcza obu tych walut mocno osłabła.

Równocześnie ekonomiści w Polsce widzą przestrzeń – a przede wszystkim warunki - do dalszych wzrostów wynagrodzeń. Powodem jest bardzo niskie bezrobocie i chronicznie mała podaż potencjalnych pracowników (to skutki zapaści demograficznej i hamowania napływu cudzoziemców) przy porządnie rosnącej gospodarce. Wszyscy odczuwają przy tym (zapowiadany od miesięcy) wzrost inflacji, co z pewnością wywoła większą presję płacową. Już dziś widać ją w niektórych branżach.

Górnicy żądają podwyżek. Od Kowalskiego i Malinowskiej

Ranking wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw w pierwszym kwartale 2024 r. (dane za drugi są jeszcze w opracowaniu GUS) w podziale na poszczególne sekcje (PKD) wygląda bardzo ciekawie (wszystkie stawki brutto w złotych):

  • Informacja i komunikacja – 13 785 (wzrost rok do roku o 9,2 proc.)
  • Działalność finansowa i ubezpieczeniowa - 13 680 (+ 12,9 proc.)
  • Wydobywanie węgla kamiennego i węgla brunatnego – 12 924 (+ 9,2 proc.)
  • Wytwarzanie i zaopatrywanie w energię elektryczną, gaz, parę wodną i gorącą wodę – 12 526 (+ 16 proc.)
  • Produkcja wyrobów tytoniowych – 11 744 (+ 13,4 proc.)
  • Działalność profesjonalna, naukowa i techniczna – 11 304 zł ( +12,2 proc.)
  • Administracja publiczna i obrona narodowa; obowiązkowe zabezpieczenia społeczne – 10 997 (+ 18,3 proc.)
  • Produkcja wyrobów farmaceutycznych – 10 714 (+ 9,5 proc.)

Łatwo zauważyć, że czołówka rankingu jest zdominowana przez firmy i instytucje w różnym stopniu kontrolowane przez państwo. Bardzo interesująco wygląda to w górnictwie. Zestawcie sobie kilka faktów:

  • Zużycie i sprzedaż węgla w Polsce cały czas maleje. W pierwszym półroczu 2024 udział węgla (kamiennego i brunatnego) w produkcji energii elektrycznej spadł do 57 proc. (w całej Unii Europejskiej wiatraki, fotowoltaiką oraz elektrownie wodne i jądrowe wytworzyły pierwszy raz w dziejach więcej prądu niż cała energetyka konwencjonalna).
  • Koszty wydobycia węgla kamiennego w Polsce są w większości kopalń wyższe od ceny zakupu tegoż węgla na wolnym rynku (np. w portach ARA).
  • Węgiel jest Polsce niezbędny, bo inaczej oparta na nim energetyka (jedyny taki miks w całej UE) po prostu się zawali. Alternatywnym źródłem stabilizującym system i zapewniającym bezpieczeństwo dostaw mógłby być importowany gaz oraz – w dalszej perspektywie (2040?) atom.
  • Niskie ceny węgla na rynkach światowych powodują obniżenie cen tego surowca na rynku polskim i zasadniczo dołują rentowność kopalń, dlatego trzy spółki węglowe domagają się w 2024 r. państwowych dotacji na kwotę blisko 1,7 mld zł; łączna suma wsparcia dla górnictwa od Kowalskiego i Malinowskiej może w najbliższym czasie sięgnąć 7 mld zł. Część środków pójdzie na pensje.
  • Wynagrodzenia górników stanowią od lat około połowy kosztów wydobycia. Porozumienie społeczne w Polskiej Grupie Górniczej (największej spółce węglowej w Europie) przewiduje m.in. stały wzrost wynagrodzeń ponad inflację, w tym „rekompensaty”. W 2024 roku górnicy, poza 13. i 14. pensją, dostaną dwa ekstradodatki wyrównawcze po 2,6 tys. zł na głowę (pracownicy powierzchni – trochę niższe).

Wynagrodzenia w Polsce: z dawna oczekiwane podwyżki w administracji publicznej

Jeśli z kolei spojrzymy na dynamikę podwyżek, to największą – o ponad 18 proc. rok do roku – odnotowali w czołówce naszego rankingu pracownicy administracji publicznej i obrony narodowej; możemy to potraktować jako próbę zrekompensowania im realnych strat po okresie wieloletniej posuchy wynikającej z mrożenia wynagrodzeń.

Niewiele niższy skok płac (o 16 proc.) wykazał GUS w opanowanej przez państwo energetyce. Trudno zaprzeczyć, że znajdzie to odzwierciedlenie w rachunkach płaconych przez Polki i Polaków – już wiadomo, że zasadniczo wzrosną.

Dwucyfrowym wzrostem zarobków mogli się też cieszyć w I kw. zatrudnieni w bankowości i ubezpieczeniach - warto pamiętać, że w tym sektorze dominują instytucje kontrolowane przez rząd; ich wyniki finansowe są wyśmienite. To także nie pozostaje bez związku z materialną sytuacją Kowalskiego i Malinowskiej (zestawmy koszty kredytów i zyski z lokat…).

Podstawowy wniosek nie jest specjalnie odkrywczy: największe podwyżki płac odnotowali pracownicy szeroko pojętych państwowych paramonopoli lub firm dominujących w poszczególnych sektorach gospodarki, często również kontrolowanych przez rząd.

Wynagrodzenia w Polsce: gastronomia, turystyka i handel mocno poniżej średniej, ale płace szybko rosną

Na przeciwległym biegunie rankingu płac znalazły się w tym roku – niejako tradycyjnie – sekcje: zakwaterowanie i gastronomia, produkcja odzieży, wyrobów tekstylnych i mebli oraz handel (z wyłączeniem salonów samochodowych). Sami zobaczcie stawki brutto w złotych:

  • Produkcja odzieży – 5 256 (wzrost rok do roku o 16,2 proc.)
  • Produkcja wyrobów tekstylnych - 6 029 (+ 13,6 proc.)
  • Zakwaterowanie i gastronomia - 6 035 (+ 13,9 proc.)
  • Produkcja mebli – 6 089 (+ 14,6 proc.)
  • Handel detaliczny z wyłączeniem handlu detalicznego pojazdami samochodowymi – 6 169 (+ 13,4 proc.)

Ciekawe zagadnienie dla filozofów: w produkcji odzieży zarabia się średnio ponad dwa razy mniej niż w produkcji leków i suplementów diety, zaś w produkcji mebli prawie dwa razy mniej niż w fabrykach papierosów.

Z drugiej strony w grupie pracowników najmniej zarabiających podwyżki wynagrodzeń były (i pozostają) dwucyfrowe. Wynika to z nasilającego się deficytu kadrowego, co jest z kolei pokłosiem osłabionego napływu cudzoziemców; w przypadku Ukraińców możemy już mówić o odpływie, choć w oficjalnych rejestrach ZUS jeszcze tego nie widać. Pracownicy fizyczni są dziś poszukiwani równie intensywnie, jak dwa lata temu specjaliści.

W budownictwie średnia pensja w sektorze przedsiębiorstw przebiła w I kwartale 2024 r. 7,5 tys. zł brutto (przy wznoszeniu budynków – 7,1 tys. zł), podobnie jak w transporcie i gospodarce magazynowej oraz handlu i naprawie pojazdów. W każdej z tych sekcji GUS odnotował wzrosty dwucyfrowe (o 12 – 14 proc. rok do roku).

Rekord pobili jednak pracownicy edukacji – nie chcę denerwować nauczycieli, ale wedle zestawień GUS średnia pensja w tej sekcji wyniosła w I kwartale tego roku prawie 9,1 tys. zł brutto i była o 21,1 proc. wyższa niż rok wcześniej, a zarazem wyraźnie wyższa od średniej krajowej.

Z kolei w opiece zdrowotnej i pomocy społecznej, obejmującej z jednej strony szpitale i przychodnie, a z drugiej – ZUS i przymierające głodem ośrodki pomocy społecznej, mamy do czynienia z klasyczną – rodzącą poczucie krzywdy – statystyką uśredniającą potężne nierówności: wedle GUS przeciętne wynagrodzenie wynosi tu blisko 8,6 tys. zł i wzrosło rok do roku o prawie 15 proc. Pozdrawiam panie z MOPS-ów i GOPS-ów…

Relatywnie spore podwyżki – o 15 proc. – wykazał GUS także w sekcji „pobór, uzdatnianie i dostarczanie wody”. Tu średnia w I kw. przebiła 7,3 tys. zł brutto. Co ciekawe – jak wynika z danych - zarobki w dostawie wody są o ok. 40 proc. niższe niż w dostawie energii elektrycznej. Ktoś wie – dlaczego?

Wynagrodzenia w Polsce: co czeka specjalistów i menedżerów w prywatnych firmach?

Równie ciekawie wygląda sytuacja w gronie specjalistów i menedżerów. W wielu firmach podwyżki płac spowolniły wraz ze spadkiem inflacji. Widać to m.in. w sektorze ITC, który od ładnych paru lat przewodzi kolejnym rankingom płac.

W skali globalnej rozwój sztucznej inteligencji został ewidentnie wykorzystany przez pracodawców jako straszak i zarazem pretekst do popandemicznej racjonalizacji (czytaj: redukcji) zatrudnienia. Osłabiło to presję płacową, choć nie wszędzie i nie na każdym stanowisku. Część ekspertów przewiduje, że straszak AI nabierze w najbliższych latach znaczenia, bo algorytmy będą zastępować kolejnych pracowników, a nawet całe działy. Inni twierdzą jednak, że ów straszak… osłabnie, ponieważ AI ma (wciąż) mnóstwo mankamentów, które w zasadzie uniemożliwiają jej samodzielne osadzenie w roli zwolnionego żywego pracownika. Wydłuża się również w szybkim tempie lista zawodów „niezastępowalnych przez AI” w dającej się przewidzieć przyszłości, co wynika z faktu, że wiele ról wymaga kreatywności i jednocześnie pielęgnowania typowo ludzkich relacji.

W efekcie mamy na rynku pracy i wynagrodzeń coraz większe napięcie między pracodawcami, którzy – jak wynika z ostatnich analiz Hays Poland – starają się utrzymać dyscyplinę kosztową i „bardzo ostrożnie podejmują każdą decyzję związaną z podwyżkami wynagrodzeń”, a pracownikami i kandydatami domagającymi się stawek nawet o 20 proc. wyższych od proponowanych przez firmy.

Analitycy Hays („Rynek pracy 2024. Półroczny przegląd trendów”) zauważają, że specjalistom i menedżerom trudniej było w tym roku negocjować wynagrodzenie z obecnym lub potencjalnym pracodawcą, a przyznane podwyżki wynosiły zwykle kilka procent, albo wręcz dotyczyły wyłącznie osób mniej zarabiających i wynikały z podniesienia ustawowej płacy minimalnej. Z badań wynika, że do końca roku podwyżki – i to nie wyższe niż 10 proc. - przewiduje zaledwie 35 proc. pracodawców (rok temu 40 proc.).

Równocześnie poziom wynagrodzenia utrzymuje się na szczycie listy priorytetów pracowników, a postępujący wzrost cen i spodziewany powrót wysokiej inflacji pod koniec obecnego i na początku 2025 roku może skłonić specjalistów i menedżerów do stawiania żądań płacowych. Wiele, jeśli nie wszystko, zależy tu od sytuacji w firmie i poszczególnych branżach. Eksperci wskazują, że chcąc zoptymalizować koszty i podnieść produktywność (konkurencyjność) firmy zakładają, że podwyżki, jakie „należały się” pracownikom w tym roku, już zostały wprowadzone i ewentualny powrót do tematu może nastąpić dopiero w roku przyszłym. Wzrostem płac będą się mogli cieszyć „wyłącznie wybrani pracownicy”. Ewentualnie może się pojawić „wyrównanie inflacyjne oscylujące wokół 3-5 proc.”.

Wedle ustaleń Hays, „specjaliści i menedżerowie są świadomi ograniczonych możliwości firm”, dlatego „wzrostu wynagrodzenia w drugim półroczu 2024 oczekuje zaledwie 27 proc. profesjonalistów”. 68 proc. spodziewa się, że ich płaca pozostanie bez zmian, 5 proc. zakłada obniżkę. Trzeba jednak przypomnieć, że połowa specjalistów i menedżerów dostało podwyżki w pierwszym półroczu 2024 r., z czego 8 proc. o ponad jedną piątą.

Wynagrodzenia w Polsce: kandydaci podbiją stawki?

Przyczyną zwiększonej presji płacowej w najbliższych miesiącach mogą być trwające rekrutacje. Oczekiwania kandydatów są niejako tradycyjnie wyższe niż już zatrudnionych pracowników (zmiana pracy jest w Polsce głównym sposobem na uzyskanie znaczącej podwyżki), czasem bardzo wyraźnie. Wszystko zależy od sektora, branży i stanowiska oraz potencjału kandydata (jego wpływu na produktywność i konkurencyjność firmy). W efekcie „pierwotnie założony, ostrożny budżet rekrutacyjny firmy jest często niewystarczający, a kandydaci pozostają niechętni jakimkolwiek negocjacjom”. Powód jest prozaiczny: „przekonanie do zmiany pracodawcy doświadczonego kandydata wymaga zaproponowania wynagrodzenia o co najmniej 20-30 proc. wyższego od uzyskiwanego obecnie”.

Jeśli pracodawca jest zmuszony płacić tyle kandydatom, to prędzej czy później będzie musiał podnieść pensje dotychczasowym pracownikom. Przy obecnych danych makroekonomicznych Polski (wzrost PKB, niskie bezrobocie, wysoki poziom zatrudnienia, niesłabnący popyt na pracę) pracobiorcy mogą być o podwyżki w miarę spokojni.

Z jednym zastrzeżeniem: siła negocjacyjna górnika i energetyka jest nadal, jak 10, 30 i 50 lat temu, o piekło większa od siły całej reszty. I to kosztem tej reszty.