Ceny lodów w kurortach pokazują, jak radykalnie zmieniła się siła nabywcza Polaków, a przynajmniej ich części. Dwie dekady temu, tuż po naszym wejściu do Unii Europejskiej, tłumy Niemców z Ahlbecku i Heringsdorfu waliły na śmiesznie tanie desery (i nie tylko) do sąsiedniego Świnoujścia. Dziś coraz częściej Polacy spacerują do Niemiec – bo taniej. Gałka globalnych lodów, zwykle większa niż nad naszą częścią Bałtyku, kosztuje w Ahlbecku średnio 1,7 euro, czyli nieco ponad 7 zł. U nas ceny zaczynają się od 8 zł, a w przypadku lodów rzemieślniczych – od 10 zł.

A przecież Niemcy – choć gonimy ich najszybciej w spisanej tysiącletniej historii - zarabiają wciąż sporo więcej od nas. Nominalnie brutto relacja wynosi dziś prawie 5 tys. do 2 tys. euro, a netto - 3,1 tys. do 1,4 tys. euro.

Sytuacja mocno zmienia się na naszą korzyść, jeśli w porównaniach średnich wynagrodzeń uwzględnimy parytet siły nabywczej; bo, owszem, lody bywają u nas sporo droższe - ale nie samymi lodami człowiek żyje. Nawet jednak w tym najkorzystniejszym ujęciu możliwości statystycznego Kowalskiego są nadal sporo mniejsze niż Schmidta. To może sugerować, że pozostajemy społeczeństwem raczej biednym niż bogatym. A tak od pewnego czasu nie jest. Co więcej, ten rok – gdy ceny pod maderskim Ritzem symbolicznie zrównały się pośrodku kanikuły z cenami na Molo w Osieku – może się okazać przełomowy: realne zarobki nad Wisłą rosną znów niemal najszybciej w Europie.

Wynagrodzenia w Europie: wielki pościg Polski za I ligą

Reklama

Porównałem poziom wynagrodzeń w Polsce i innych krajach Europy korzystając z wielu źródeł, głównie danych urzędów statystycznych poszczególnych państw i Eurostatu oraz "World Economic Outlook” Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Ponieważ płace brutto i netto nie oddają precyzyjnie realnej sytuacji materialnej mieszkańców, stworzyłem trzecie zestawienie, uwzględniające parytet siły nabywczej - purchasing power parities (PPP); tu pomocne okazały się dane m.in. OECD i MFW oraz Eurostatu.

W rankingu wynagrodzeń brutto za rok 2024 w przeliczeniu na euro wypadamy nieszczególnie, ale zdecydowanie lepiej niż 20 i 10 lat temu (w nawiasie dane – odpowiednio – za lata 2004 r. i 2014):

  • Ukraina – 400 (89 i 221)
  • Białoruś – 606
  • Turcja - 784
  • Rosja - 800
  • Bułgaria – 1 164 (150 i 420)
  • Rumunia – 1 204 (202 i 524)
  • Słowacja – 1 447 (566 i 858)
  • Węgry – 1 675 (578 i 770)
  • Czechy – 1 745 (547 i 936)
  • Chorwacja – 1 834 (798 i 1042)
  • Portugalia – 1 670 (878 i 1 093)
  • Polska -1 964 (505 i 904)
  • Średnia unijna – 2 006
  • Hiszpania – 2 583 (1 718 i 2 026)
  • Włochy – 2 623
  • Wielka Brytania – 3 255 (3 220 i 3 371)
  • Francja – 3 650
  • Szwecja – 4 220 (2 600 i 3 452)
  • Irlandia - 4 548
  • Niemcy – 4 924 (2 846 i 3 527)
  • Austria – 4 779 (2988 i 2 880)
  • Dania – 6 294
  • Szwajcaria – 6 759

Przyjrzyjcie się dobrze tym danym, a zwłaszcza zmianom, jakie nastąpiły w ostatnim, dwudziestoleciu. W Polsce wzrost w przeliczeniu na euro był niemal czterokrotny, gdy w Portugalii mniej niż dwukrotny, a w Chorwacji nieco ponad dwukrotny – i dlatego przegoniliśmy oba kraje, a także naszych południowych sąsiadów. Mocną stagnację wynagrodzeń odnotowali Brytyjczycy – i to jest zapewne głównym źródłem frustracji części obywateli; odpowiedzialne za kryzys elity próbują zwalać winę na imigrantów… W rankingach stoczyli się także Włosi.

Wynagrodzenia w Europie: w rankingu płac netto Polska wypada jeszcze lepiej

Jeszcze ciekawiej, zwłaszcza dla nas, wygląda zestawienie wynagrodzeń netto (w przeliczeniu na euro). Tutaj, dzięki relatywnie umiarkowanym obciążeniom podatkowym (tak!!!) Polska awansuje do drugiej ligi – dosłownie na próg pierwszej, w której grają m.in. Włochy, Hiszpania czy Francja, choć wciąż daleko od ekstraklasy (w nawiasie dane za 2004):

  • Ukraina – 363
  • Białoruś – 522
  • Turcja - 627
  • Rosja – 696 (213)
  • Bułgaria – 903 (130)
  • Rumunia – 1 040 (212)
  • Słowacja – 1 104
  • Węgry – 1 114 (416)
  • Portugalia – 1 227
  • Chorwacja – 1 326 (591)
  • Czechy – 1 393
  • Polska-1 415 (389)
  • Średnia unijna – 1 430 (890)
  • Włochy – 1 910
  • Hiszpania – 1 984
  • Francja – 2 464 (1 825)
  • Wielka Brytania – 2 580
  • Niemcy – 3 118
  • Szwecja – 3 263
  • Austria - 3 269
  • Irlandia – 3 367
  • Dania – 4 281
  • Szwajcaria – 5 310

Wynagrodzenia w Europie wedle PPP: Polacy przebili średnią w UE!

Zdecydowanie najkorzystniejsze jest dla Polski zestawienie poziomu zarobków netto w przeliczeniu na euro z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej - PPP (w nawiasie dane za rok 2005):

  • Ukraina – 1 297
  • Białoruś – 1 913
  • Rosja – 2 021 (584)
  • Słowacja – 2 024
  • Turcja – 2 150
  • Portugalia – 2 220
  • Rumunia – 2 232 (684)
  • Bułgaria – 2 250 (490)
  • Węgry – 2 375 (928)
  • Czechy – 2 663
  • Włochy – 2 802
  • Chorwacja – 2 845 (1236)
  • Finlandia – 2 852
  • Średnia unijna – 2 852 (1 400)
  • Polska-2 930 (750)
  • Islandia – 3 005
  • Wielka Brytania – 3 178
  • Hiszpania – 3 345
  • Francja – 3 556 (2 107)
  • Irlandia – 4 029
  • Szwecja – 4 173
  • Austria – 4 484
  • Niemcy – 4 467
  • Dania – 5 195
  • Szwajcaria – 5 445
ikona lupy />
Wynagrodzenia w Europie w 2024 roku wedle PPP / Forsal.pl / Patryk Koch, obliczenia Zbigniew Bartuś

W tym ujęciu w dwie dekady zwiększyliśmy swe zarobki prawie czterokrotnie i mamy je dziś na poziomie Finów (którzy są wedle różnych rankingów najbardziej zadowolonym społeczeństwem świata) i Islandczyków – lekko powyżej średniej unijnej. W obecnej dekadzie wyprzedziliśmy nie tylko Czechów, ale też Chorwatów i… Włochów. Gonimy Hiszpanów, natomiast Portugalczyków pokonujemy już o pół długości. Co w znacznej mierze wyjaśnia, dlaczego lody pod Ritzem na Maderze – wyspie, na której średnie zarobki są jeszcze niższe (i to sporo) niż w kontynentalnej Portugalii, kosztują tyle, co pod Molo Resort w Osieku.

Wynagrodzenia w Polsce: Warszawa i Kraków mocno nad średnią w UE

Trzeba przy tym pamiętać, że niektóre regiony w Polsce sytuują się zdecydowanie powyżej średniej krajowej. Na Mazowszu przeciętne wynagrodzenie oscyluje od połowy roku wokół 9,3 tys. zł brutto, w aglomeracji warszawskiej – powyżej 10 tys., jeszcze wyższe jest w Krakowie. 10 tys. zł jest dziś warte ok. 2 330 euro. To mocno powyżej średniej płacy unijnej, wynoszącej – przypomnijmy – 2 006 euro brutto.

A perspektywy dalszych awansów są bardzo obiecujące. W tym roku płace realne zwiększały się w Polsce niemal najszybciej wśród krajów OECD (w ostatnim zestawieniu wskoczyliśmy na trzecie miejsce). To efekt wyższego niż prognozowano wzrostu gospodarczego oraz fenomenalnej z punktu widzenia pracowników (bo nie przedsiębiorców) sytuacji na rynku pracy: przybywa ofert (wedle szacunków Polskiego Instytutu Ekonomicznego w lipcu było ich ponad 300 tys. - o 4 proc. więcej niż rok temu i 9 proc. więcej niż w czerwcu), a pula kandydatów maleje, przede wszystkim z powodów demograficznych, ale częściowo także za sprawą odpływu Ukraińców i słabego napływu innych migrantów; przedsiębiorcy twierdzą nieodmiennie, że przydałoby się ich zdecydowanie więcej, choć większość agencji rekrutacyjnych pozyskało w ostatnich miesiącach rekordową liczbę cudzoziemców.

Braki kadrowe przy malejącej podaży pracowników wymuszają na pracodawcach windowanie stawek, zwłaszcza w dużych miastach: w Warszawie, Krakowie, Gdańsku liczba nowych ofert zatrudnienia mocno przewyższa liczbę osób wchodzących na rynek pracy.

Dane makroekonomiczne mamy najlepsze z wszystkich dużych krajów Unii, a zwłaszcza od przeżywających problemy gospodarcze Niemców (my urośliśmy w PKB o 4 proc., oni się skurczyli) – co wróży dalsze nadganianie dystansu do wszystkich, których uważaliśmy przez stulecia za niedoścignienie bogatych.

Post scriptum: co to, cholera, jest ten Osiek

Na koniec małe wyjaśnienie dla wszystkich, którzy od początku tego tekstu zastanawiają się, co to, do cholery, jest ten Osiek i dlaczego porównuję ceny w tamtejszym Molo z tymi pod Ritzem na Maderze. Odpowiedź: robię to z dwóch powodów. Pierwszy – na tle tego, co napisałem powyżej – wydaje się oczywisty. Jeszcze 20 lat temu lody przed sklepem GS-u w Osieku kosztowały wedle parytetu siły nabywczej trzy razy drożej niż w Portugalii i cztery razy drożej niż pod maderskim Ritzem. Dziś GS w Osieku nadal działa, ale jest też czterogwiazdkowy Molo Resort, w którym lody od globalnego producenta (Algidy, czyli koncernu Unilever) kosztują tyle samo, co na Maderze.

Co istotne, przeciętni osieczanie zarabiają więcej od przeciętnych Maderczyków. To w ogromnej mierze zasługa lokalnego przedsiębiorcy, Adama Klęczara, rocznik 1963, który pierwsze biznesy w rodzinnej wsi, położonej rzut karpiem od Beskidów, nad stawami rybnymi ciągnącymi od Zatora po Oświęcim i Brzeszcze (gminę Beaty Szydło), kręcił jeszcze jako nastolatek, za zdychającej komuny, w ponurych i siermiężnych latach 80. XX wieku. Pierwsze duże pieniądze zarobił grając jako dzieciak z zespołem na weselach. Założył za nie małą gastronomię, a potem sklep, w którym handlował wszystkim, co udało mu się zwieźć z Grecji czy Węgier. Po drodze pracował – jak tysiące rówieśników z okolicy – w jednej z siedmiu sąsiednich kopalń węgla. W końcu, kiedy ponad 40 lat temu gmina nie przedłużyła mu umowy dzierżawy gruntu, kupił używaną maszynę („prawie złom”) i założył za domem ojca zakład produkujący słone przekąski. Tak zrodziły się paluszki „Beskidzkie”, eksportowane dziś do prawie 30 krajów, m.in. Czech, Węgier, Włoch, Niemiec, Belgii, Litwy, Estonii, Wielkiej Brytanii oraz Nigerii, Stanów Zjednoczonych i Kanady.

W poprzedniej dekadzie za zarobione pieniądze Klęczar postanowił wybudować w swej nieznanej nikomu wiosce iście europejski kurort: hotel, spa, korty, kąpielisko z przystanią dla kajaków i rowerów wodnych, trasami spacerowymi… Przedsięwzięcie okazało się, podobnie jak przekąski Aksamu, niebywałym sukcesem. Ludzie zjeżdżają tu całymi rodzinami, zwłaszcza że od Oświęcimia po Kraków ciągnie się istne pasmo atrakcji, na czele z Energylandią w sąsiednim Zatorze i Parkiem Marzeń w Inwałdzie. Tak oto głodująca przez stulecia najuboższa część biednej Galicji stała się symbolem największego od XVI wieku polskiego sukcesu.

Wystarczył zmysł przedsiębiorczości i średnio 17 godzin harówy na dobę (polski przedsiębiorca nie podlega żadnym normom – ustala je sobie sam z panem Bogiem). Tylko tyle i aż tyle. Warto o tym pamiętać analizując kolejne korzystne dla Kowalskiego rankingi.