Pytanie o kwestię emerytalną jest w wielu bogatych społeczeństwach prawdziwym słoniem w pokoju. Przypomnijmy, że ów słoń to wątpliwość, z której istnienia każdy doskonale zdaje sobie sprawę, ale nikt (lub niewielu) nie ma ochoty i gotowości, aby zmierzyć się z odpowiedzią.
Z tym większą ciekawością przeczytałem nowe badanie analityków RAND Corporation, kalifornijskiego think tanku stanowiącego naukowe zaplecze armii Stanów Zjednoczonych, ale często wychodzącego poza dziedzinę obronności. Tekst, o którym mowa, został przygotowany przez Pétera Hudomieta, Michaela D. Hurda, Andrew Parkera i Susann Rohwedder. Opiera się on na wynikach dużego sondażu przeprowadzonego wśród przyszłych amerykańskich seniorów. Jego celem było stwierdzenie, jakiej właściwie emerytury życzą sobie dzisiejsi pracownicy.
Aby odpowiedzieć na to ostatnie pytanie, autorzy badania przyjęli dziewięć potencjalnych ścieżek dojścia do emerytury. Pierwsze trzy zakładały, że model jest taki jak dziś: co do zasady wszyscy pracują w pełnym wymiarze czasu aż do osiągnięcia odpowiedniego wieku. Po czym przechodzą na pełną emeryturę – odpowiednio w wieku 62 lat, 65 lat i 70 lat. Kolejne trzy scenariusze zakładały, że po osiągnięciu wieku przedemerytalnego (62 lat lub 65 lat) zmniejsza się intensywność pracy i dopiero po kilku latach zatrudnienia na część etatu zaczyna być wypłacane pełne świadczenie (w wieku 65 lat lub 70 lat).
Reklama