Aktualne wydarzenia w Wenezueli to dobra okazja, aby przyjrzeć się tzw. surowcowej klątwie. Pojęcie to odnosi się do sytuacji, gdy bogaty w zasoby naturalne kraj ma z tego tytułu więcej problemów niż korzyści.

“The Wall Street Journal” donosi, że członkowie kartelu OPEC stali się w zbyt dużym stopniu uzależnieni od zasobów ropy, do tego stopnia, że nie skorzystają już na ograniczeniu wydobycia i podniesieniu cen surowca.

„30 listopada członkowie OPEC zgodzili się, aby zmniejszyć produkcję ropy do poziomu 1,2 mln baryłek dziennie. Nad porozumieniem pracowano rok, a na rynku wzbudzono oczekiwania, że cena surowca pójdzie w górę. Zamiast tego eksport surowca z krajów OPEC w czerwcu był o 120 tys. baryłek dziennie niższy niż w październiku – wynika z informacji firmy Klper, która śledzi ruchy tankowców, a na tej podstawie ocenia poziom eksportu ropy.
OPEC będzie miał duże problemy, aby wywiązać się z własnych postanowień ze względu na trudną sytuację budżetową niektórych członków kartelu – uważa Chakib Khelil, były minister ropy Algierii”.

Tymczasem jeden z krajów założycielskich OPEC, Wenezuela, coraz bardziej stacza się w kierunku dyktatury i nędzy. Ostatni krok władz związany z wyborami do Zgromadzenia Konstytucyjnego, bojkotowany przez większość Wenezuelczyków, da prezydentowi Nicolasowi Maduro władzę zmiany konstytucji. Wenezuela była kiedyś jednym z najbardziej wpływowych krajów Ameryki Łacińskiej. To pewne, że dziś już nie jest.

Reklama

Powyższy wykres wystarczy, aby przyznać rację byłemu wenezuelskiemu ministrowi ropy Juanowi Perezowi Alfonzo, który w latach 70. XX wieku przewidywał, że „ropa nas zniszczy”.

W 2009 roku ekonomista Ragnar Torvik napisał:

„W ciągu ostatnich 40 lat można było zaobserwować negatywną korelację pomiędzy udziałem eksportu surowców w PKB, a wzrostem gospodarczym. Ta korelacja pozostaje aktualna także wtedy, gdy kontrolujemy inne czynniki”.

Torvik to ekonomista z Politechniki Norweskiej. Norwegia to kraj, który także jest obdarzony dużymi zasobami surowców, ale nie doświadczył surowcowej klątwy. W tym samym dokumencie z 2009 roku Torvik pisze:

“Najciekawszym aspektem w przypadku krajów z dużymi zasobami surowców naturalnych nie jest ich średnia efektywność, ale jej wielkie zróżnicowanie. Kraje te należą zarówno do najbogatszych na świecie jak i do najbiedniejszych”.

Dynamikę, o której pisze Torvik, można także zaobserwować na przykładzie poszczególnych stanów USA. Na wykresie przedstawiono 10 z nich z gospodarkami opartymi w dużej mierze o sprzedaż surowców.

Pięć z tych stanów rozwijało się w szybszym tempie niż średnia dla USA, a pięć w niższym tempie. Trzy stany, których gospodarki w największej mierze są oparte o sprzedaż surowców, należą do maruderów wzrostu gospodarczego. Ale już Teksas, który przez długi czas znany był z potężnego przemysłu wydobywczego i surowcowego jeśli chodzi o wartości bezwzględne (6,3 razy większe wydobycie surowców niż druga na liście Oklahoma w 2016 roku), jest jednym z najpotężniejszych silników gospodarczych USA. I to nie od dekady, ale od 50 lat.

Co sprawia, że część bogatych w surowce krajów kwitnie, a część radzi sobie znacznie gorzej? W tym temacie pojawia się coraz obszerniejsza literatura naukowa, która jest częścią szerszego jeszcze tematu, a mianowicie co sprawia, że jedne państwa świetnie prosperują, a inne upadają. Tematem tym zajęli się m.in. ekonomista z MIT Daron Acemoglu i politolog z Uniwersytetu Chicagowskiego James A. Robinson w swojej bestsellerowej książce „Why Nations Fail: The Origins of Power, Prosperity, and Poverty” („Dlaczego narody upadają. Źródła władzy, dobrobytu i ubóstwa”). Acemoglu i Robinson uważają, że w długim terminie państwa odnoszą sukces, gdy ich polityczne i gospodarcze instytucje są inkluzyjne, dzięki czemu większość osób ma udział we wzroście gospodarczym i głos w decydowaniu. Państwa zaś upadają, gdy są drenowane, a pieniądze i władza spoczywają w rękach garstki osób.

Trudność bogatych w zasoby naturalne państw polega na tym, że dzięki wielkim złożom surowców łatwiej jest utrzymać instytucje, które drenują z nich bogactwo. W badaniu z 2006 roku Robinson, Torvik i Thierry Verdier z Paris School of Economics argumentowali, że bogactwa naturalne pomagają utrzymać władzę dyktatorom, a w demokracjach zachęcają polityków w rozwój nieefektywnej redystrybucji w celu wpływania na wyniki wyborów. Konkluzja badaczy była następująca:

“W krajach, w których istnieją instytucje ograniczające zdolność polityków do klientelizmu w celu wpływania na wynik wyborów, surowce naturalne zazwyczaj podnoszą dochód narodowy. Gdy zaś takich instytucji nie ma, niewłaściwe motywacje polityczne mogą wziąć górę, wówczas dochód państwa spada i mamy do czynienia z surowcową klątwą”.

Ociekające ropą państwa Zatoki Perskiej w większości są monarchiami, gdzie rządzący wykorzystują zasoby, aby uszczęśliwić poddanych i umocnić swoją władzę. Wenezuela to demokracja, w której przywódcy stosunkowo łatwo wykorzystują klientelizm, aby wpływać na wyniki wyborów. Zjawisko to Torvik i jego koledzy w swoim ostatnim artykule nazwali „petro populizmem”.

USA przez długi czas miały wysoki wzrost gospodarczy oraz instytucje, które w rozsądny sposób były inkluzyjne. Pomimo, że Acemoglu i Robinson wyrazili obawy, że pogarda prezydenta Donalda Trumpa wobec instytucji może przynieść wiele szkód. Jak dotąd zatem wydaje się, że surowcowa klątwa nie grozi USA. Mimo to trzeba pamiętać, szczególnie teraz, kiedy w kilku stanach rośnie wydobycie surowców, że taka ich ilość nie zawsze jest dobrą wiadomością.

>>> Czytaj też: Paradoks paliwowy. Na stacjach taniej, mimo że w hurcie drożej