Jak podkreślają dziennikarze z RSF, po ponad siedmiu tygodniach od wojskowego puczu, wolne media w Birmie przestały funkcjonować. W ostatnim czasie armia, która 1 lutego obaliła demokratycznie wybrany rząd i sama przejęła władzę, odbierała mediom licencje, przeprowadzała naloty na redakcje i aresztowała dziennikarzy.

Wojskowe władze wprowadziły też drastyczne ograniczenia w dostępie do internetu, który jest obecnie jedynym źródłem dostępu do wiarygodnych, niezależnych informacji. Stałe łącza internetowe są wyłączane każdej nocy, internet mobilny jest zablokowany od 11 dni, zaś dostęp do sieci Wi-Fi bardzo ograniczony – zauważa RSF.

“Działania podjęte przez wojskową juntę zmierzające do eliminacji pluralizmu mediów i wolności prasy oraz do stawiania przed sądem dziennikarzy, którzy próbują mimo wszystko kontynuować pracę odniosły niestety sukces. Dostęp do informacji nie znajdował się w Birmie w podobnym niebezpieczeństwie od czasu demokratyzacji kraju w 2011 roku” – napisała w piątek w oświadczeniu redaktorka naczelna RSF Pauline Adès-Mével.

Organizacja wezwała przywódcę zamachu stanu, generała Min Aung Hlainga do bezzwłocznego przywrócenia wolności prasy, dostępu do sieci internetowych i zaprzestania prześladowań dziennikarzy relacjonujących trwające w kraju wydarzenia.

Reklama

Niemal od początku puczu birmańskie ministerstwo informacji stosuje wobec miejscowych redakcji cenzurę, domagając się, by te przestały używać terminów „junta” i „zamach stanu”.

Wojskowi utrudniają także dystrybucję gazet. 17 marca redakcja ostatniego niezależnego dziennika, „San Taw Chain”, podjęła decyzję o wstrzymaniu z tego powodu druku. Z powodu prześladowań publikacje zawiesiło także wiele portali.

Na początku marca birmańscy wojskowi dokonali przeszukań w biurach agencji informacyjnej Mynanmar Now, portalu Mizzima News oraz Kamayut Media. Dwóch menadżerów ostatniej z tych firm medialnych zostało aresztowanych. W połowie miesiąca władze podjęły kroki prawne przeciwko portalowi informacyjnemu Irrawaddy, stawiając jego dziennikarzom zarzuty na podstawie artykułu 505 kodeksu karnego. Artykuł ten, kryminalizujący publikacje informacji mogących doprowadzić do buntu wśród wojska, już wcześniej był wykorzystywany do stawiania przed sądem krytycznych dziennikarzy, lecz po raz pierwszy został użyty przeciwko całej redakcji.

Dziesięciorgu reporterów Irrawaddy grozi do trzech lat więzienia za relacjonowanie masowych wystąpień ulicznych i protestów. Także inni dziennikarze są ofiarami represji za wykonywanie swojej pracy. Dwóch zostało uprowadzonych 19 marca po procesie Win Hteina, jednego z liderów Narodowej Ligi na rzecz Demokracji (NLD), partii, której rząd został obalony w czasie zamachu stanu. Według portalu Irrawaddy setki innych pracowników mediów musi się ukrywać przed aresztowaniami, pracując incognito, a niektórzy wyjeżdżają na prowincję, do stanów kontrolowanych przez antyrządowych rebeliantów.

W sumie z co najmniej 45 aresztowanych dziennikarzy na wolność wyszło dotąd 25. Wśród nich jest uwolniony w poniedziałek korespondent BBC Aung Thura, którego przesłuchiwano przez trzy dni. Podobnie jak inni został zmuszony do podpisania zobowiązania, że przestanie relacjonować bieżące wydarzenia w kraju. Dziennikarz portalu Mizzima News, Than Htike Aung nadal pozostaje w rękach służb bezpieczeństwa.

W środę z policyjnego aresztu w mieście Taunggyi w środkowej części kraju został uwolniony pracujący dla międzynarodowych mediów polski niezależny dziennikarz Robert Bociąga. Władze ukarały go grzywną za przebywanie w Birmie na podstawie nieważnej wizy i nakazały deportację do Polski. W piątek w godzinach południowych Bociąga dotarł do Warszawy.

Z Kuala Lumpur Tomasz Augustyniak (PAP)

tam/ tebe/