Z kolei, jak podała agencja AFP, armia rządowa pod przywództwem rządzącego de facto Sudanem Abdela Fattaha al-Burhane poinformowała, że to siły paramilitarne rozpoczęły atak. "Ataki te miały miejsce w Chartumie i innych miejscach w Sudanie – poinformował jeden z dowódców wojskowych generał Nabil Abdallah - Trwają walki, a armia wykonuje swój obowiązek obrony ojczyzny".

Sudan boryka się z załamaniem gospodarczym i wybuchami przemocy plemiennej

RSF i sudańska armia do tej pory współpracowały ze sobą, ale rozdźwięk między tymi dwoma siłami pojawił się w czwartek, kiedy władze wojskowe oświadczyły, że ostatnie działania największej w kraju grupy paramilitarnej odbywały się bez koordynacji i były nielegalne.

Reklama

Według Reutersa na ulicach Chartumu pojawiły się armaty i pojazdy opancerzone. Słychać też było strzały z ciężkiej broni, m.in. w pobliżu pałacu prezydenckiego w centrum Chartumu, natomiast nad stołecznym portem lotniczym pojawiły się kłęby dymu, a wśród miejscowej ludności dało się zauważyć objawy paniki.

Dowodzone przez generała Mohameda Hamdane Daglo Siły Szybkiego Wsparcia wkrótce potem poinformowały, że przejęły kontrolę nad lotniskiem w Chartumie oraz nad bazą wojskową Merowe na północy kraju.

Zdaniem agencji Reuters konfrontacja między tymi dwoma największymi siłami militarnymi w Sudanie może oznaczać długotrwały konflikt w tym rozległym kraju, który boryka się z załamaniem gospodarczym i wybuchami przemocy plemiennej.