Estonia po raz kolejny daje do zrozumienia, że w obliczu prowokacji Rosjan nie ma miejsca na półśrodki. Minister spraw zagranicznych Margus Tsahkna w rozmowie z o2.pl zadeklarował, że Tallinn jest gotów reagować natychmiast i bez wahania na każde naruszenie granic państwa. Według niego to jedyny sposób, aby powstrzymać Rosję przed kolejnymi próbami testowania odporności NATO i destabilizowania regionu.
Rosja głównym zagrożeniem dla Europy. Estonia ostrzega przed eskalacją
Tsahkna nie pozostawił wątpliwości, że zagrożenie ze strony Rosji nie zmalało, a wręcz wymaga jeszcze bardziej zdecydowanych reakcji. Minister podkreślił, że europejski system bezpieczeństwa powstał w dużej mierze po to, aby ograniczać agresywne działania Moskwy — i tę zasadę, według niego, trzeba dziś egzekwować z całą stanowczością.
— Przede wszystkim nie można zmieniać granic przy użyciu siły. Rosja nie może mieć żadnego wpływu na europejską architekturę bezpieczeństwa, bo ta architektura powstała głównie przeciwko Rosji. To jedyny agresywny kraj w naszym regionie — stwierdził Tsahkna. Dodał, że ryzyko nie dotyczy wyłącznie Ukrainy, ale całej wschodniej flanki NATO.
W jego ocenie Zachód zbyt długo tolerował rosyjskie działania destabilizacyjne, licząc na to, że Moskwa powstrzyma się przed eskalacją. Dziś — jak wskazał minister — widać wyraźnie, że każde ustępstwo było sygnałem słabości, który Rosja wykorzystywała.
Zachód musi przestać wierzyć Putinowi. Estonia domaga się, aby NATO nakładało presję
Tsahkna podkreślił, że fundament europejskiej debaty o bezpieczeństwie musi wrócić do faktów, a nie do narracji podsuwanych przez Kreml. Estonia uważa, że to Rosja powinna być przedmiotem politycznej i militarnej presji, a nie państwo, które broni się przed agresją.
— Ukraina nie jest agresorem. Jest ofiarą. To nie na Ukrainę trzeba wywierać presję, tylko na Rosję— zaznaczył. Dodał, że europejskie instytucje muszą działać odważniej, bo „na razie Rosjanie co noc bombardują Ukrainę i nic się nie zmienia”.
Estoński minister przypomniał również, że historia ostatnich dwóch dekad powinna być dla NATO wystarczającym ostrzeżeniem. Reakcje na rosyjskie agresje były – jego zdaniem – niewystarczające zarówno w Gruzji w 2008 roku, jak i na Ukrainie po 2014 roku. — Reakcja Zachodu na tamtą agresję nie była silna, w efekcie do dzisiaj 20 proc. terytorium Gruzji jest okupowane przez Rosję — wskazał.
Narastają rosyjskie prowokacje hybrydowe. Estonia alarmuje przed atakami
W Estonii nie ma wątpliwości, że wszelkie deklaracje Kremla należy traktować jako element gry psychologicznej. — Absolutnie nie możemy wierzyć Putinowi — powiedział Tsahkna, podkreślając, że państwa sąsiadujące z Rosją szczególnie dobrze rozumieją, jak wygląda jej polityka.
Zwrócił też uwagę, że rosyjska agresja to nie tylko pełnoskalowa wojna przeciwko Ukrainie, ale także działania hybrydowe prowadzone w Europie — od ataków cyfrowych po naruszanie przestrzeni powietrznej. – 19 września rosyjskie myśliwce naruszyły przestrzeń powietrzną Estonii, wcześniej drony wleciały do Polski. Ataki hybrydowe mają miejsce niemal codziennie — stwierdził.
Estonia stawia czerwone linie na granicy z Rosją. "Zastrzelimy ich"
Tsahkna powiedział, że każde naruszenie granicy musi być traktowane jak akt agresji, nawet jeśli nie ma charakteru otwartych działań militarnych. Dotyczy to także pojawiających się po rosyjskiej stronie tzw. zielonych ludzików, czyli formacji znanych z operacji na Krymie.
— Powiem wprost: jeśli kiedyś zielone ludziki przekroczą naszą granicę, zastrzelimy ich — oświadczył Tsahkna. Wyjaśnił przy tym, że podobne incydenty są stale monitorowane, a służby mają pełną świadomość zagrożeń. — Obserwujemy ich cały czas. Jeżeli Rosja nie jest pewna, czy rzeczywiście zareagujemy, to mogą nas przetestować — zapewnił.