W Argentynie nie ustają protesty przeciwko wprowadzanemu w życie przez Mileia programowi zaciskania pasa i cięć budżetowych, w tym masowym zwolnieniom pracowników sektora publicznego. Prezydent twierdzi, że jest to konieczne, by wyciągnąć kraj z kryzysu gospodarczego.

W tłum wmieszali się policjanci w cywilu, którzy następnie brali udział w zatrzymywaniu demonstrantów

W środę demonstranci zablokowali stołeczną aleję 9 lipca, a służby porządkowe interweniowały, by udrożnić ulicę. W starciach ucierpiało ośmiu policjantów, a 10 osób zostało zatrzymanych – podał dziennik "Clarin".

Reklama

Manifestację pod hasłem "dnia walki" zwołały organizacje społeczne reprezentujące m.in. bezrobotnych i osoby pracujące poza formalnym rynkiem pracy.

Według lewicowego dziennika "Pagina 12" w tłum wmieszali się policjanci w cywilu, którzy następnie brali udział w zatrzymywaniu demonstrantów. Część zatrzymanych była bita – podała gazeta.

Również w środę 48-godzinny strajk ogłosiły związki zawodowe wykładowców publicznych uczelni wyższych. Domagają się waloryzacji płac, a także uczelnianych budżetów, które rząd pozostawił na poziomie z 2023 roku mimo ponad 200-procentowej inflacji.

Działania Mileia, w tym obniżenie wartości peso i cięcia dopłat rządowych, dodatkowo uderzyły w portfele Argentyńczyków. Według niektórych szacunków ponad połowa społeczeństwa żyje poniżej granicy ubóstwa. Prezydent zapewnia jednak, że sytuacja już zaczyna się poprawiać, a z sondaży wynika, że ufa mu mniej więcej połowa Argentyńczyków.