Demonstranci skandowali "Precz z dyktaturą" - relacjonuje agencja Reutera. "To jasne, że Prayuth postrzega naród jako wroga, a my jego" - powiedział jeden z liderów protestów Panupong Jadnok.

Premier Tajlandii ogłosił w piątek, że nie ugnie się pod naciskiem manifestantów i nie ustąpi z urzędu. Zapowiedział też kary dla tych, którzy łamią obowiązujące prawo zakazujące zgromadzeń.

Podczas piątkowych protestów policja użyła największych sił od trzech miesięcy, od kiedy trwają protesty - pisze Reuters. Protestujący skarżyli się na przemoc ze strony funkcjonariuszy, a jednym z haseł demonstracji było uwolnienie kilkudziesięciu osób, które zostały zatrzymane podczas poprzednich manifestacji.

Rzecznik policji przekazał, że ostrzegano o nielegalnym charakterze protestów, a prawo będzie egzekwowane z pełną surowością.

Reklama

Zapoczątkowane przez organizacje studenckie prodemokratyczne protesty trwają w Tajlandii od połowy lipca. Ich uczestnicy żądają ustąpienia blisko związanego z armią rządu, przeprowadzenia nowych wyborów oraz reform politycznych, w tym ograniczenia roli króla i zmian w konstytucji.

Zaniepokojenie sytuacją w Tajlandii wyraziła Wysoka Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka (UNHCHR) Michelle Bachelet. "Jesteśmy szczególnie zaniepokojeni postawieniem poważnych zarzutów, w tym takich dotyczących działalności wywrotowej, osobom, które w pokojowy sposób korzystały ze swoich podstawowych praw" - przekazał Reuters w piątek słowa jej rzeczniczki prasowej.