Na razie jest pięknie, wręcz wunderbar. W środę w Bundestagu posłowie na pożegnanie długo oklaskiwali ją, stojąc, jak prawdziwą gwiazdę. Zaś kilka dni wcześniej, gdy odbywał się symboliczny capstrzyk wojskowy na pożegnanie z 16-letnim kanclerzowaniem, Angela Merkel pozwoliła sobie na małego psikusa, który za Odrą przyjęto bardzo ciepło. Wybrała piosenkę „Du hast den Farbfilm vergessen” Niny Hagen, dziś zapomnianej, lecz w latach 70. gwiazdy punk rocka.
Wrażenie robią też obrazki z Francji, gdzie podczas oficjalnej wizyty mieszkańcy małego Beaune wiwatowali na jej cześć: „Wiwat, Mutti!” i „Angela, kochamy cię!”. Odchodząca polityk dobrze została odebrana też na niedawnym szczycie klimatycznym w szkockim Glasgow, a w mediach społecznościowych zaroiło się od ciepłych pożegnań polityków. Takie zgrzyty jak nieprzyjęcie jej przez prezydenta Andrzeja Dudę można łatwo pominąć. W Polsce było o tym głośno, ale w Niemczech nie odbiło się większym echem.
Ale za jakiś czas, gdy Angela Merkel zadomowi się już w nowym biurze przy Unter den Linden, przyjdzie czas refleksji i z większym dystansem można będzie ocenić bilans jej rządów.

Dobrze i dostatnio

Reklama
Nie ma wątpliwości, że córka pastora z Niemiec Wschodnich jest polityczką wybitną. Sam czas pełnienia funkcji kanclerza stawia ją w jednym szeregu z jej mentorem Helmutem Kohlem oraz ikoną niemieckiej polityki Konradem Adenauerem. Wszyscy przewodzili Republice Federalnej ponad pięć tysięcy dni, a tyle potrafią wytrwać jedynie najtwardsi. Wyborów cztery razy z rzędu nie wygrywa się przypadkiem – i nawet jeśli odbywało się to kosztem rozmywania przez Merkel chadeckiej tożsamości jej partii, to taki wyczyn budzi uznanie. W innych demokratycznych państwach politycy przychodzili i odchodzili, trwała tylko ona. Dla większości z nich historia nie będzie łaskawa, dla Merkel może być.