Jak podkreślił dziennik "Il Messaggero", mężczyzna, który za każdym razem występował po innym imieniem i nazwiskiem, stał się postrachem hotelarzy w północnych Włoszech, zwłaszcza w Górnej Adydze i nad jeziorem Garda. Zmieniał tożsamość, ale nie sposób działania.

Przedstawiał się wszędzie jako menedżer międzynarodowych firm, znanych włoskich domów mody i koncernów motoryzacyjnych.

Pokój w luksusowych hotelach rezerwował przez telefon, podjeżdżał wynajętym drogim samochodem i zawsze był bez bagażu, wyłącznie z kilkoma osobistymi rzeczami w plastikowych torbach. Zawsze zaaferowany, pochłonięty telefonicznymi rozmowami nagle znikał nie płacąc rachunku.

O jego oszustwach zaczęło być głośno dzięki czemu poszkodowani hotelarze zjednoczyli wysiłki, by stworzyć wizerunek oszusta, a potem doprowadzić do jego zidentyfikowania. Ich czujność doprowadziła do namierzenia rzekomego menedżera, wobec którego podejrzeń jako pierwsza nabrała pokojówka, gdy zobaczyła jego pusty pokój. W recepcji przyznał, że nie ma pieniędzy, by zapłacić rachunek w wysokości 6500 euro.

Reklama

Wezwani do hotelu karabinierzy puścili go wolno. Do momentu skazania nie można zastosować wobec niego żadnego środka zapobiegawczego.

Jedyna możliwość, jaką wykorzystano w tej sytuacji, to zakaz wstępu do 32 gmin, wydany przez lokalne władze.

Z Rzymu Sylwia Wysocka(PAP)