W ubiegłym miesiącu organizacja broniąca praw człowieka, Human Rights Watch (HRW), opublikowała raport, z którego wynika, że uchodźcy na granicy jemeńsko-saudyjskiej byli ostrzeliwani z moździerzy i rozrywani granatami. Niektóre ataki dotyczyły grup liczących nawet 200 osób, wśród których były kobiety i dzieci - twierdzi organizacja, która opiera się na zebranych wywiadach z ocalonymi, zdjęciach satelitarnych, a także materiałach filmowych. Zabici byli bezbronni.

Według jednego z zeznań grupa migrantów została ostrzelana z moździerzy, gdy zbliżyła się do granicy z Arabią Saudyjską, a w wyniku ataku na grupę 170 migrantów zginęła ponad połowa z nich. Wydaje się to wskazywać - zauważa portal - na świadome działania i każe rozważyć możliwość prowadzonej przez państwo „polityki celowego mordowania ludności cywilnej.”

Bill Frelick, dyrektor działu praw uchodźców i migrantów, twierdzi, że informacje i dowody są wstrząsające i szokujące. "Miesiącami, jeżeli nie dłużej, straż graniczna systematycznie strzelała do uchodźców usiłujących przedostać się przez granicę z Jemenem" - napisał Frelick. "Zginęły setki, może tysiące" - zaznacza.

Arabia Saudyjska zaprzeczyła tym oskarżeniom. Jednak, jak pisze "Washington Post", pogłoski o mordach na granicy krążyły między dyplomatami już ponad rok przed publikacją raportu HRW. Nowy amerykański ambasador w Rijadzie, Michal Ratney, miał jeszcze przed publikacja raportu rozmawiać z saudyjskimi partnerami o zarzutach, usiłując ustalić, czy oskarżone o zbrodnie jednostki były szkolone lub posługiwały się bronią przekazaną przez Waszyngton. (PAP)

Reklama