Nie było ministra obrony, nie było ministra spraw zagranicznych, nie było prezydenta. Najwyższym rangą urzędnikiem z polskiej strony był szef BBN Jacek Siewiera, chwała mu za obecność, ale to za mało. Szkoda, że reprezentacja była tak skromna. Bo rzadko zdarza się możliwość, że w Warszawie przebywają kluczowi ludzie z Białego Domu, ministrowie obrony kilkunastu krajów, dziesiątki parlamentarzystów, setki ekspertów, decydentów, wpływowych dziennikarzy. Można by pomyśleć, że warto nawiązać z nimi kontakty, wytłumaczyć polską pozycję z ostatnich miesięcy, lat, pokazać się jako dobry gospodarz. Przecież oni już tu przyjechali, są w Warszawie, chcieliby wysłuchać czy porozmawiać z wysokimi rangą polskim urzędnikami, z ich doradcami, otoczeniem.

„Dlaczego przestaliście wspierać Ukrainę?”

Była to świetna okazja niektóre sprawy naprostować (a najlepiej prostuje się z wysokich pozycji). Chodzi mi głównie o słowa Mateusza Morawieckiego, że Polska przestaje wspierać Ukrainę. Wiem – jako dziennikarz – że to nieprawda, nie przestajemy. Wiem – jako dziennikarz – że słowa te były wyrwane z kontekstu. Wiem też – jako dziennikarz – że niestety w wersji dla nas niekorzystnej rozeszły się szeroko po świecie, budząc konsternację. I czuję niezręczność, także jako dziennikarz, gdy rozmówcy z zagranicy pytają się mnie po wywiadzie: „Dlaczego przestaliście wspierać Ukrainę?” Odpowiadam, że nie, tłumaczę, gimnastykuję się. Nie powinienem być postawiony w takiej sytuacji. Powinien to tłumaczyć w głośnej mowie na konferencji polski szef MSZ czy nawet prezydent. A potem jego doradcy w krótszych rozmowach zakulisowych.

Reklama

Od moich rodaków, niezależnie od politycznych preferencji, słyszałem przez ostatnie dni tłumaczenie: „zrozum, nie ma ich tu, bo to kampania wyborcza”. Przecież to „nie jest ich elektorat”. Taka argumentacja budzi mój głęboki sprzeciw. Od poważnego państwa wymagam dbania o swój interes niezależnie od cyklu wyborczego. Na Warsaw Security Forum Aleje Ujazdowskie czy Krakowskie Przedmieście powinny dmuchać i chuchać, niezależnie od tego, jaka partia rządzi w kraju. Mam wrażenie, że tam produkowany jest kamień filozoficzny polskiej polityki, ponadpartyjny interes. Tam naszych różnic widać mniej. Przecież o takiej Ukrainie, głównym temacie, Andrzej Duda powie w większości to samo, co Rafał Trzaskowski.

Wyborcza porażka?

Ponadto, co to znaczy „to nie jest nasz elektorat” czy „to nie jest ciekawe dla naszego elektoratu”. To w wyborach nie chodzi przypadkiem o to, by przekonać do siebie nie-swój elektorat? Tak, wiem, w czasie polaryzacji kluczowa jest mobilizacja własnego elektoratu, wyjazdy PiS-u do Końskich, a Koalicji Obywatelskiej na Wilanów. Ale na tym kampania się nie kończy, to nie wyklucza zabiegania o wyborców niezdecydowanych, wahających się, takie zwierzęta jeszcze nie wymarły całkowicie. Warto przecież, by partie przekonywały ich do swoich racji, co na samej próbie można stracić? Rządzący mogli ograć medialnie Warsaw Security Forum, pokazać, że są szanowani dyplomatycznie, że potrafią jeść widelcem.

Rząd Zjednoczonej Prawicy mógł strzelić gola, miał idealnie dostarczoną piłkę, pustą bramkę. Po wcześniejszym kopnięciu się w czoło (komentarz o Ukrainie) nie podszedł jednak nawet do piłki, skierował się na trybuny po kiełbasę. Wyborczą. A Polska przegrywa.