W nocy z czwartku na piątek wojska amerykańskie i brytyjskie, przy niebojowym wsparciu ze strony Australii, Bahrajnu, Kanady i Holandii, przeprowadziły naloty na szereg obiektów wojskowych wykorzystywanych przez wspieranych przez Iran rebeliantów Huti w Jemenie. Rząd brytyjski określił te naloty jako akt "samoobrony", podkreślając, że przeprowadzane przez Huti ataki na statki handlowe na Morzu Czerwonym są "niedopuszczalne".
Gotowi by bronić szlak handlowy
Cameron, zapytany w rozmowie z amerykańską stacją NBC, czy istnieje ryzyko, że Wielka Brytania może zostać zmuszona do przeprowadzenia kolejnych ataków, odparł: "Zrobimy to, co konieczne, aby chronić nasze statki, aby chronić swobodę żeglugi na ważnych szlakach morskich".
Po czym dodał: "Ale musimy powiedzieć jasno, że to, co robiliśmy - ostrzeganie - nie działało. Liczba ataków rosła, ich dotkliwość rosła. Ta eskalacja została spowodowana przez Huti. Ta akcja jest odpowiedzią na to, ma wysłać bardzo jasny komunikat, że jeśli działasz w ten sposób, to będą nie tylko ostrzeżenia, ale i konsekwencje".
Jeden nalot na razie wystarczy
Wcześniej w piątek rzecznik premiera Rishiego Sunaka powiedział, że obecnie "nie ma planów" dalszych uderzeń na pozycje Huti w celu przywrócenia bezpieczeństwa szlaków żeglugowych, ale Wielka Brytania "monitoruje swoje bezpieczeństwo".
Natomiast Sunak podczas wizyty w Kijowie powiedział, że celem operacji było wysłanie Huti silnego sygnału, że tego typu ataki, jak przeprowadzali w ostatnim czasie, nie będą tolerowane.
"W ciągu ostatniego miesiąca zaobserwowaliśmy znaczny wzrost liczby ataków Huti na żeglugę handlową na Morzu Czerwonym. Naraża to życie niewinnych ludzi, zakłóca globalną gospodarkę, a także destabilizuje region. W tym czasie byliśmy również świadkami największego ataku na okręt brytyjskiej marynarki wojennej, jaki widzieliśmy od dziesięcioleci. Teraz jest jasne, że tego typu postępowanie nie może być kontynuowane" - oświadczył szef brytyjskiego rządu.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński