Większość wysłanych do Rosji północnokoreańskich żołnierzy miało przejść już niezbędne szkolenie i obecnie ich celem jest już linia frontu. Jak informują wywiady ukraiński oraz południowokoreański, najpewniej pojawią się w obwodzie kurskim

Bliski człowiek Kima pojechał na front

Jeszcze kilka dni temu źródła wywiadowcze informowały, że większość wysłanych do Rosji żołnierzy z Korei Północnej służyć będzie pod rosyjskimi rozkazami, ale teraz okazuje się, że ich tropem ruszyła prawdziwa wojskowa, północnokoreańska gwiazda. Dyktator postanowił bowiem wysłać do Rosji nie byle kogo, ale swego zaufanego człowieka, generała pułkownika Kim Yong Boka. Cóż tak wyjątkowego jest w tym człowieku?

Jego niewątpliwą zaletą jest wierność komunistycznemu przywódcy, gdyż nie bez powodu od 2016 roku jest członkiem Komitetu Centralnego WPK (partia komunistyczna). Zaraz po tym awansie nadszedł kolejny, na stopień generała pułkownika i od razu na dowódcę północnokoreańskiego Korpusu Szturmowego. Jest to jednostka, która nie specjalizuje się jedynie w organizowaniu wszechobecnych w Korei Północnej parad wojskowych, ale realnie ćwiczy, a w jej skład wchodzą między innymi żołnierze sił specjalnych. Wysłanie na Ukrainę dowódcy tego zgrupowania świadczyć ma, jak poinformował we wtorek południowokoreański wywiad, że na Ukrainę nie pojechała jedynie banda rekrutów i żółtodziobów.

„Należy powiedzieć, że przeszli już podstawowe przeszkolenie bojowe, niezbędne dla nich jako „korpusu szturmowego”, dlatego nigdy nie należy lekceważyć ich zdolności bojowych” – ostrzega Narodowa Służba Wywiadowcza Korei Południowej.

Ma się nauczyć, jak pobić Koreę Południową

Z doniesień południowokoreańskiego wywiadu wynika, iż na Ukrainę wysłanych może być łącznie do 12 tys. Koreańczyków z północy. We wtorek uznano ich pojawienie się w obwodzie kurskim za „nieuniknione”, informując jednocześnie, iż w większości jest to bardzo młode wojsko, składające się głównie z 20-latków. Ukraińscy specjaliści oceniają natomiast, że wysłany na front koreański generał pułkownik nie jedzie tam, aby bezpośrednio dowodzić swymi ziomkami. Postawiono przed nim zupełnie inne zadanie.

„Prawdziwym zadaniem Kim Yong Boka może być zdobywanie bezpośrednich doświadczeń od swoich rosyjskich kolegów w kwestii kierowania operacjami na współczesnym polu walki. Oznacza to rodzaj wstępnej praktyki, która pozwoli dostosować plany działań wojennych przeciwko Korei Południowej, wprowadzić zmiany w szkoleniu, a nawet wdrożyć pewne reformy w zarządzaniu wojskami” – twierdzą eksperci z portalu Defence Express.