Błyskawiczna ofensywa syryjskich rebeliantów w ciągu zaledwie kilku dni zagroziła niemal wszystkim rosyjskim wojskom, które od ponad dekady wygodnie rozsiadły się na Bliskim Wschodzie, aktywnie wspierając reżim prezydenta Asada. Pierwsza do ucieczki ruszyła rosyjska marynarka wojenna.

Rosyjskie okręty rzuciły się do ucieczki

Ruchy rosyjskich okrętów, stacjonujących dotychczas w syryjskiej bazie Tartus zauważono już na początku tygodnia. Dostrzegając zbliżanie się wojsk rebeliantów, jako pierwszy w morzy wyruszył statek Yelnya, czyli tankowiec pomocniczy, niezbędny do utrzymania rosyjskich sił morskich na Morzu Śródziemnym. W ślad z nim ruszyć miały pozostałe okręty, czyli trzy fregaty oraz okręt podwodny klasy Kilo.

„Jest to pierwszy widoczny znak, że Rosja wyprowadza cenne aktywa z tego kraju (…). Ten niespodziewany ruch następuje kilka dni po nagłej zmianie sytuacji w trwającej wojnie domowej w Syrii. Reżim Asada, którego Rosja jest kluczowym sojusznikiem, jest teraz w defensywie” – informuje portal Naval News.

Baza morska w Tartusie istnieje od 1971 roku i w czasach ZSRR była aktywnie wykorzystywana przez radziecką flotę. Po upadku komunizmu nastąpiła pewna przerwa, ale rosyjska flota wróciła do niej z chwilą wybuchu wojny domowej w Syrii, w 2012 roku. To właśnie z niej rosyjskie okręty próbowały przedostać się na Morze Czarne, by wziąć udział w wojnie z Ukrainą, ale ruch ten został skutecznie powstrzymany przez Turcję. Obserwatorzy szacują, że obecnie na Morzu Śródziemnym znajduje się 7 rosyjskich okrętów, jednak podkreślają, że status niektórych nie jest znany.

Rosyjski statek szpiegowski Yantar, znany z kręcenia się w pobliżu podmorskich kabli, również znajduje się na Morzu Śródziemnym. Zawinął na krótko do Algieru 30 listopada i od tego czasu nie jest już widoczny w AIS” – podaje morski portal.

Baza lotnicza Rosjan zagrożona

Ewakuacja rosyjskiej marynarki wojennej z Syrii to jednak dopiero początek kłopotów „drugiej armii świata”. Islamscy rebelianci w szybkim tempie zbliżają się do kolejnej ważnej bazy wojskowej, w której stacjonuje większość rosyjskiego lotnictwa – Humajmim. Jak informują obserwatorzy syryjskiej wojny, wojska rebeliantów znajdują się obecnie w odległości 35 kilometrów od tego obiektu. To właśnie z tego miejsca Rosja przeprowadza większość lotniczych ataków na siły rebeliantów, starając się wspierać rządowe wojska prezydenta Asada.

„Szybki postęp w kierunku Latakii podobno zaskoczył siły reżimu, a wojska syryjskie mają problemy z utrzymaniem spójnej linii obronnej przeciwko dobrze skoordynowanym i wysoce zmotywowanym grupom rebeliantów. Zagrożenie dla bazy lotniczej Humajmim wywołało wzrost obaw wśród rosyjskich urzędników wojskowych, a doniesienia sugerują, że na bazie wprowadzane są dodatkowe środki bezpieczeństwa” – informuje Defense Blog.

Rosjanie nie pozostają jednak bezczynni. Ciągłymi nalotami starają się spowolnić ofensywę rebeliantów i przerwać ich linie zaopatrzenia. Zachodni wojskowi nie mają jednak wątpliwości, że to, co obecnie dzieje się w Syrii i nagły atak, który zatrząsł posadami syryjskiego reżimu, stanowią dla Rosji poważne wyzwanie.

- Putin jest naprawdę osaczony. Wszystkie te bazy mają kluczowe znaczenie w tych regionach, a wzmożona aktywność rebeliantów w północnej Syrii zwiększyła jego obawy. Rosjanie stoją w obliczu pewnych zagrożeń na kilku frontach i ograniczenia pomocy ze strony swoich sojuszników. Sami mają problemy, więc widzimy, że niezależnie od tego, jak spokojny jest Putin i jak wygląda jego rzecznik, nie mają powodu, aby cieszyć się z tego, co się dzieje – powiedział na antenie telewizji CNN generał Mark Hertling, były dowódca armii USA w Europie.