ikona lupy />
Bloomberg / Luke MacGregor

W sercu londyńskiej dzielnicy teatralnej, naprzeciwko hotelu Savoy, gdzie jedna noc może kosztować nawet 800 dolarów, spora grupa ludzi cierpliwie czeka. Jest przyjemnie ciepły, letni wieczór.

Wijąca się kolejka ludzi w pobliżu Coutts & Co, banku, który obsługuje królową, to portret dzisiejszego Londynu: kobiety i mężczyźni w różnym wieku i różnego pochodzenia, z kakofonii różnych języków wyłania się angielski i polski. Niektórzy ubrani elegancko, mają na sobie koszule i spodnie, inni są w dżinsach i czapkach z daszkiem. Jeden z mężczyzn ma na sobie uniform firmy dostarczającej jedzenie.

Nie czekają tam jednak na tańsze bilety na spektakl na West Endzie albo na stolik w restauracji Gordona Ramsaya. Czekają na darmowy posiłek od miejscowej organizacji charytatywnej.

Reklama

Obraz bogactwa obok biedy, bezdomności i jadłodajni nie jest niczym nowym w mieście, które zainspirowało Charlesa Dickensa i George’a Orwella, nie jest też wyjątkiem wśród ośrodków miejskich na całym świecie. Ale w dzisiejszej Wielkiej Brytanii są one odzwierciedleniem społeczeństwa, które jest coraz bardziej obciążone, podczas gdy brexit – nieustępliwe dążenie do opuszczenia Unii Europejskiej – wysysa całą energię polityczną kraju, nie pozostawiając wiele miejsca dla innych pilnych problemów.

Działania rządu są sparaliżowane. Politycy nie są w stanie zająć się przyczynami społecznych rozczarowań, które doprowadziły do głosu za brexitem w 2016 roku, wywołanych ośmioma latami i prawie 140 miliardami funtów cięć w wydatkach publicznych, które dotknęły usługi publiczne i pomoc społeczną. W Londynie bogactwo i przepych najbardziej globalnego miasta Europy przykrywają walczący o byt margines osób, których wynagrodzenie nie pozwala na zaspokojenie najbardziej podstawowych potrzeb.

>>> Czytaj też: American dream po polsku. "Amazon to jeden z najgorszych dużych pracodawców w Polsce"

„Nie mam za dużo jedzenia, więc muszę skądś je zdobywać”, mówi 41-letni Sean Gibson, który stoi na końcu kolejki, czekając cierpliwie na obiad z różowego namiotu rozstawionego przez organizację Friends of Essex & London Homeless.

Gibson jako pracownik firmy dostarczającej jedzenie nie jest w stanie zarobić tyle, żeby starczyło mu na czynsz i jedzenie. Mówi, że jego maksimum to 960 funtów co sześć tygodni – w mieście, gdzie wynajem mieszkania na miesiąc kosztuje średnio dwa razy tyle. „Połowa czynszów to od 600 funtów wzwyż. Jak ludzi na to stać? To nienormalne”, oburza się.

Wielka Brytania staje się w coraz większym stopniu państwem równoległych światów.

Zatrudnienie w kraju jest na rekordowym poziomie dzięki elastycznym umowom, takim jak ta, na której pracuje Gibson. Gospodarka jest w wystarczająco dobrej kondycji, żeby Bank Anglii podniósł stopy procentowe, a poziom bezwzględnego ubóstwa jest na rekordowo niskim poziomie.

A jednak według raportu think tanku Resolution Foundation opublikowanego 24 lipca standard życia w zeszłym roku rósł najwolniej od 2012 r. Wynika z niego też, że ponowne zwiększanie się dochodów po światowym kryzysie finansowym zaczęło się cofać dla 30 proc. najbiedniejszych rodzin. Podczas gdy Londyn to najbogatszy region Europy Północnej, w Wielkiej Brytanii znajduje się też 9 z 10 najbiedniejszych.

Wydatki publiczne w Wielkiej Brytanii w 2010 roku spadły z 45 do około 38 proc. PKB. Badania organizacji charytatywnej Shelter pokazały, że 55 proc. bezdomnych rodzin w tymczasowych miejscach zamieszkania ma pracę. Ich liczba wzrosła od 2013 roku o 73 proc.

„Każdy walczy teraz o siebie”, stwierdził Mohammed Nazir, radny do spraw mieszkalnictwa w gminie na obrzeżach Londynu, po spotkaniu parlamentarnym dotyczącym bezdomności. „Świadomość społeczna zanika w szybkim tempie”.

Premier Teresa May każdego dnia walczy o zachowanie przywództwa. Od kiedy w zeszłym miesiącu ogłosiła swoją mapę drogową brexitu z rządu odeszło osiem osób. Data formalnego wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej jest coraz bliżej, a polityka polega obecnie na gaszeniu pożarów.

W ciągu ostatnich czterech lat w rządzie było czterech różnych ministrów do spraw mieszkalnictwa. Polityka redukowania bezdomności i pomocy w zapewnieniu bezpieczeństwa nowemu pokoleniu pracowników narażonych na wykluczenie są cały czas usuwane na bok – twierdzi Neil Coyle, opozycyjny polityk Partii Pracy, który współprzewodniczy parlamentarnemu międzypartyjnemu zespołowi ds. bezdomności.

„Mówimy na to ‘zaniedbaxit’”, mówi. „To sytuacja, w której każda inna ważna kwestia jest zaniedbywana z powodu brexitu”.

Żaden z rozważanych obecnie planów walki z bezdomnością nie pomoże jednak raczej rosnącej liczbie osób takich jak Gibson – które śpią kątem u rodziny i znajomych albo w pensjonatach.

„Bardzo trudno jest nam ocenić, czy ktoś jest bezdomny, czy nie, ponieważ zjawiają się tu ludzie, którzy są całkiem dobrze ubrani i którzy się starają”, mówi Steven Stuart, który wraz z żoną półtora roku temu założył Friends of Essex and London Homeless. „Bezdomność wyobrażamy sobie jako mężczyznę śpiącego pod kocem w bramie, ale ona jest teraz obecna na bardzo różnych poziomach”.

21-letnia Harriet jest agentką nieruchomości ze wschodniego Londynu. Bezdomność dosięgła ją kiedy skończyła jej się umowa na wynajem mieszkania. Przez dwa miesiące wynajmowała pokoje przez Airbnb.

„Mieszkałam w okropnych mieszkaniach, gdzie w pozostałych pokojach mieszkali ludzie palący wiecznie jointy albo turyści”, mówi. „Cały czas stresowałam się tym, że nie znajdę pokoju”.

W samym Londynie liczba „ukrytych bezdomnych” może być nawet 13 razy wyższa niż liczba osób mieszkających na ulicach. W stolicy stałego miejsca zamieszkania nie ma nawet 12,5 tysiąca osób, ale nie są one ujmowane w statystykach. Niektórzy śpią w środkach transportu publicznego. Liczba osób śpiących w nocnych autobusach wzrosła podaddwukrotnie do 213 od zimy 2012/2013 do zimy 2015/2016.

Bezdomne osoby samotne najczęściej muszą wynajmować mieszkania od prywatnych właścicieli, którzy dużo szybciej wyrzucą ich z lokalu, jeśli nie będą oni nadążać z płatnościami. Phil, który nie chciał podać swojego nazwiska, nocuje obecnie na stacji metra Westminster, zaledwie kilkadziesiąt metrów od budynków parlamentu. „Tylko jedna wypłata dzieli cię od wylądowania na ulicy”, mówi. „Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy”.

>>> Polecamy: Oto jak Finlandia poradziła sobie z bezdomnością. Po prostu dała ludziom mieszkania