Rządzenie Rosją w roli monarchy prawie absolutnego nigdy nie wystarczało prezydentowi Władimirowi Putinowi. Dlatego historia jego 21-letnich rządów to także próba stworzenia rosyjskiej propozycji dla reszty świata – chodzi rodzaj narodowego przekazu, czyli czegoś, co Rosja utraciła, gdy ZSRR przestał być globalnym dostawcą idei skrajnie lewicowych.

Obecną i zapewne finalną wersją rosyjskiego przekazu narodowego dla świata jest „rozsądny konserwatyzm”, jak sformułował to Putin w czasie ostatniej sesji Klubu Wałdajskiego, czyli corocznego spotkania ekspertów i intelektualistów przyjaznych Putinowi oraz interesujących się rosyjskim prezydentem.

Rosja przez lata szukała oferty dla świata

Wzrost cen gazu i ropy w pierwszej dekadzie XXI wieku pozwolił Rosji na bardziej asertywne zachowanie w polityce zagranicznej. Władimir Putin i jego machina propagandowa, zawsze wyczulona na nastroje prezydenta, próbowała już różnych koncepcji: „antyterrorystycznej twierdzy” (od 2001 roku, gdy Putin złożył swoją słynną ofertę wsparcia George’owi W. Bushowi po atakach z 11 września), „energetycznego supermocarstwa” (pojęcie po raz pierwszy zastosowano w odniesieniu do Rosji w 2006 roku) czy wiodącej potęgi niezachodnich państw rozwijających się (to w Rosji odbyło się pierwsze spotkanie BRIC, a potem BRICS w 2006 roku).

Żaden z tych konstruktów nie miał siły przebicia propozycji sowieckich i żaden z nich nie utrzymał się w realnym świecie. Nieco osłabione, ale wciąż pewne siebie Stany Zjednoczone na początku XXI wieku nie były przygotowane na to, aby traktować Rosję jak równorzędnego partnera.

Hasło „Mamy dużo paliw kopalnych” okazywało się być coraz mniej sexy, a różnice w trajektoriach wzrostu krajów BRICS okazały się tak drastyczne, że rodzący się wielobiegunowy porządek świata szybko został ograniczony do rywalizacji USA i Chin. Dlatego Władimir Putin zaczął poszukiwać przekazu bazującego na konserwatywnych pomysłach i „tradycyjnych wartościach”. Rosyjski prezydent zaczął mówić o Rosji jako o bastionie konserwatyzmu już pod koniec 2013 roku, w czasie corocznego przemówienia w parlamencie – na kilka miesięcy przed aneksją Krymu, co oznaczało zdecydowane zerwanie ze światem Zachodu.

W czasie tego przemówienia oraz ponownie podczas spotkania Klubu Wałdajskiego w październiku 2021 roku, Putin sparafrazował rosyjskiego filozofa Nikołaja Bierdiajewa, który pisał w 1918 roku, gdy poczuł, że Rosjanie potrzebowali intelektualnej alternatywy wobec bolszewickiego „rewolucjonizmu”:

„Znaczenie konserwatyzmu nie polega na utrudnianiu ruchu do przodu i w górę, ale w utrudnianiu ruchu wstecz oraz w dół, co ma zapobiec spadaniu w chaotyczną ciemność, powrotowi do stanu, który poprzedzał powstanie państw i kultur”.

Dla Bierdiajewa konserwatyzm oznaczał dokładne przeciwieństwo bolszewizmu, a dziś Władimir Putin próbuje ubrać swoją wersję konserwatyzmu w podobne szaty:

„Gdy obserwujemy co się dzieje w wielu krajach Zachodu, to ze zdumieniem rozpoznajemy w tym nasze dawne praktyki, które mam nadzieje, pozostaną kwestią odległej przeszłości. Walka o równe prawa oraz walka z dyskryminacją przekształca się w agresywny dogmatyzm graniczący z absurdem. Przestaje się nauczać wielkich autorów z przeszłości – takich jak Shakespeare – w szkołach i na uniwersytetach, ponieważ uważa się tam, że są to autorzy wsteczni. Klasycy są określani jako wsteczni, ponieważ nie rozumieją wagi płci kulturowej lub rasy. W Hollywood drukuje się podręczniki, które mówią, jakie robić filmy i o czym, jak wielu bohaterów o jakim kolorze skóry lub płci powinno być. To jest mocniejsze, niż mogliśmy widzieć w przypadku wydziału agitacji i propagandy sowieckiej partii komunistycznej”.

Wygląda to tak, jakby rosyjski prezydent żył w bańce społecznościowej zwolenników Donalda Trumpa i próbował połączyć to, co tam przeczytał z nieprzyjemnymi wspomnieniami z czasów swojej młodości w ZSRR oraz z liczącymi 100 lat pismami Bierdiajewa. Ale Putin powiedział, że nie używa Internetu, jego sowieckie wspomnienia są już w większości mgliste, przynajmniej jeśli oceniać to po prowadzonych przez niego politykach, a jego parafraza słów Bierdiajewa na temat znaczenia konserwatyzmu nie zawiera jednego istotnego zdania:

„Znaczenie konserwatyzmu polega na stawianiu przeszkód wobec manifestacji chaotycznego, zwierzęcego elementu zawartego w ludzkich społeczeństwach. Ten element zawsze czai się w człowieku i ma związek z grzechem”.

Nie jestem apostołem „wokeizmu”, ale łączenie nowoczesnego progresywizmu z grzesznym „chaotycznym, zwierzęcym elementem” ludzkiej natury wydaje mi się naciągane i nierzeczywiste. Można łączyć go z sowieckim lewicowym dogmatyzmem, ale nie z pełną przemocy energią rewolucji bolszewickiej, którą Bierdiajew odrzucał, ponieważ dla niego była to energia śmierci.

Gdy Putin mówi o konserwatyzmie, to nie brzmi tak, jakby sam stał się konserwatystą, ponieważ dobija 70 roku życia. Brzmi raczej jak ktoś, kto usłyszał o pewnych zjawiskach medialnych, głównie amerykańskich i wykorzystywał je do sformułowania oferty wobec tych osób na Zachodzie, które odrzucają społeczny progresywizm. Polityka tożsamości tej grupy ma więcej wspólnego z narodowością niż z rasą czy płcią kulturową i seksualną różnorodnością. Putin prezentuje tym ludziom Rosję jako bastion „tradycyjnych wartości” po prostu dlatego, że wydaje mu się, iż znalazł odpowiednią niszę. Niszę, której zachodnie rządy oraz media nie obsługują – na tej samej zasadzie, jak kiedyś sowieccy przywódcy wiązali pewne nadzieje z zachodnimi ruchami lewicowymi i pokojowymi.

Poszukiwanie sojuszników na Zachodzie było wyrazem oportunizmu władz sowieckich do czasu, aż utraciły nadzieję na światową rewolucję. Tak samo umiarkowany konserwatyzm jest wyrazem oportunizmu Putina dziś.

Umiarkowany konserwatyzm to nowa idea narodowa Rosji dla świata

Nic, co Putin zrobił odkąd zdobył władzę, w przekonujący sposób nie stawia go na pozycjach moralnych lub na pozycji kogoś, kto może pouczać innych na temat chrześcijańskich wartości. Ale dla Putina ważne jest, aby Rosja opowiadała się za czymś, była swoistą latarnią morską dla osób poza granicami Rosji. Bez tej misji Rosja byłaby po prostu normalnym krajem, a takiego statusu Władimir Putin zaakceptować nie może. Dlatego teraz, gdy konserwatyści uciekają od przegranej Donalda Trumpa w wyborach w USA oraz od serii porażek wyborczych w Europie, od Hiszpanii po Niemcy, Putin uważa, że zachodni konserwatyści potrzebują przyjaciela takiego jak on. Być może to nieco egzotyczny sojusznik, ale wciąż ktoś, kto może działać.

Rosyjskie przekazy propagandowe natychmiast podchwyciły ten nowy produkt marketingowy. „Wiesti”, państwowy program informacyjny, nazwał przemowę Putina w Klubie Wałdajskim „najważniejszą” prezentacją „narodowej idei” dla Rosji. Margarita Simonyan, redaktor naczelna RT (dawniej RussiaToday), czyli sieci kontrolowanych przez Moskwę nadawców medialnych poza granicami Rosji, napisała na swoim kanale w komunikatorze Telegram:

„Zatem teraz sformułowano naszą ideologię. Umiarkowany konserwatyzm. To wspaniale!”.

Jako umiarkowany konserwatysta nie mogę jednak podzielić tej ekscytacji. Centroprawica jest w tak opłakanym stanie, że Putin zauważył możliwość szerokiego otwarcia w tym obszarze na Zachodzie. Chodzi zatem już nie tylko o populistyczną skrajną prawicę. Nie ma tu nic, co moglibyśmy świętować. Jest za to Putin z kolejną wizją Rosji i jej globalną rolą.

Poza tym przykro mi z powodu tych osób za granicą, które pozwolą się uwieść Putinowi, a z pewnością będzie to dotyczyło wielu ludzi. W 2016 roku, zanim jeszcze wybrano Donalda Trumpa na prezydenta USA, spotkałem się z kilkoma przedstawicielami skrajnie prawicowego ruchu „Three-Percenters” na Florydzie. To ludzie, którzy nigdy nie rozstawali się z bronią. Wypowiadali się wówczas z podziwem o Putinie jako o liderze prawa i porządku, o kimś, kto będzie zdolny do trzymania liberałów w szachu. Gdy ich słuchałem, nie mogłem pozbyć się wyobrażenia, że ci ludzie zostaliby natychmiast aresztowani przez rosyjską policję po tym, jak wcześniej skonfiskowano by ich broń. Rosyjskie prawo w antyterrorystyczne zostało napisane szczególnie z powodu takich osób.

Również umiarkowani konserwatyści mogliby być nieco zszokowani zwyczajami Władimira Putina, gdyby spotkali go w prawdziwym życiu. Mogliby nawet uznać, że ich wolność słowa została podważona w sposób, który liberalne media i Dolina Krzemowa uznałyby za nie do pomyślenia. A gdyby część z umiarkowanych konserwatystów poczytała pisma Nikołaja Bierdiajewa na temat konserwatyzmu oraz dostrzegła nacisk, jaki kładł on na kreatywność i odrzucenie przemocy jako środka do osiągania postępu, to musieliby wręcz zacząć się wystrzegać Putina, bowiem jego wdrażanie filozofii było zawsze raczej wybiórcze i w stylu, który nie spodobałby się konserwatystom.