W pierwszej instancji sąd wydał wyrok w sierpniu br. Pochodzący z obwodu karagandzkiego Aleksiej Szompołow odwoływał się dwukrotnie. Najpierw we wrześniu, lecz wówczas odwołanie odrzucono. Złożył apelację po raz drugi. Wskazał w niej, że jest analfabetą prawnym, przez co został wprowadzony w błąd przy podpisywaniu umowy z Grupą Wagnera. Powoływał się na to, że nie naruszył prawa, ponieważ na Ukrainie "nie ma wojny, ale operacja specjalna mająca na celu wyzwolenie ludności cywilnej".

Był bezrobotny i rozpaczliwie potrzebował pieniędzy

Sąd apelacyjny jednak utrzymał wyrok w mocy. Zakwalifikował działania Szompołowa jako udział w konflikcie zbrojnym w miejscu działań wojskowych "mających na celu obalenie lub podważenie porządku konstytucyjnego lub naruszenie integralności terytorialnej państwa" w szeregach obcej armii, za co kodeks karny Kazachstanu przewiduje karę pozbawienia wolności do lat 10.

Reklama

Oprócz kary więzienia sąd skazał go na przepadek zarobionych na wojnie 205 tys. rubli (ok. 9300 zł), które uznał za środki uzyskane w drodze przestępstwa. Nie pomogło przyznanie się oskarżonego do winy i wyrażenie skruchy. Jako argument na swoją obronę powiedział też, że był bezrobotny i rozpaczliwie potrzebował pieniędzy.

Władza w Astanie stara się dystansować do Moskwy

Aleksiej Szompołow walczył w rejonie Bachmutu na wschodzie Ukrainy niewiele ponad dwa tygodnie, gdzie jego zadaniem był załadunek haubicy. Na skutek ukraińskiego ostrzału został ranny odłamkiem w ramię, został hospitalizowany i wypisany. Odebrał należne mu wynagrodzenie i wrócił do Kazachstanu, gdzie został zatrzymany w maju br. Od tamtej pory przebywał w areszcie, co zaliczono mu na poczet kary.

Kazachstan to jeden z najbliższych sojuszników Rosji, a także członek głównych prorosyjskich struktur integracyjnych - Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej i Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. Od początku inwazji Rosji na Ukrainę władza w Astanie stara się jednak dystansować do Moskwy, zachowując neutralną postawę w obliczu wojny.

Rosyjskie władze wielokrotnie atakowały z tego powodu kazachstański rząd, zarzucając mu niewystarczająco lojalną postawę wobec Kremla. Były prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew nazwał Kazachstan "sztucznym państwem", a MSZ w Moskwie domagało się od strony kazachstańskiej wydalenia ambasadora Ukrainy.